Rosyjskie superpotężne czołgi T-14 Armata w Ukrainie

Rosyjska armia od początku wojny w Ukrainie zapowiada, że jej najpotężniejsze w historii czołgi T-14 Armata pojawią się na froncie. Dotychczas to się nie wydarzyło i raczej nie wydarzy. Sami Rosjanie tłumaczą dlaczego.

Rosyjska armia od początku wojny w Ukrainie zapowiada, że jej najpotężniejsze w historii czołgi T-14 Armata pojawią się na froncie. Dotychczas to się nie wydarzyło i raczej nie wydarzy. Sami Rosjanie tłumaczą dlaczego.
Rosyjskie superpotężne czołgi T-14 Armata nie pojawią się w Ukrainie /@CarlosInsurgent /123RF/PICSEL

Kreml kilka razy chwalił się na paradzie w Dniu Zwycięstwa swoim najpotężniejszym czołgiem, a mianowicie T-14 Armata. Armia od początku wojny w Ukrainie zapowiadała już kilka razy, że ta maszyna pojawi się na froncie w Ukrainie, ale tak się nie stało. Miało to bardziej wymiar propagandowy. Sami rosyjscy żołnierze przyznali, że raczej T-14 nie zobaczymy w boju. Dlaczego?

Ponieważ to jedna wielka kupa nieprzydatnego złomu. Przynajmniej tak o tym czołgu wypowiadają się sami Rosjanie. W rosyjskich mediach społecznościowych pojawiły się bowiem komentarze, że T-14 nie nadaje się do realizacji misji specjalnych. Projekt tego czołgu, nazywanym często chlubą samego Putina, rodził się w wielkich bólach. Światło dzienne ujrzał w 2014 roku, ale do dziś maszyny borykają się z ogromnymi problemami.

Reklama

Rosyjski superczołg T-14 Armata to wielki złom

— Armata na SpecOperacje nie pojedzie. Mówiąc uczciwie, to czołg niedopracowany, z kilkoma istotnymi błędami w konstrukcji, silnikiem o niewystarczającej mocy. Miałem z nim do czynienia na próbach. Bez szczegółów, ale powiem tak, albo z 10 lat nad nim posiedzimy żeby zrobić czołg nie zabawkę, albo zaczniemy robić od nowa, korzystając z T-14 i ludzi którzy go robili — przyznaje jeden z rosyjskich żołnierzy na Telegramie.

T-14 Armata to bardzo duży i ciężki czołg. Waży 48 ton i napędzany jest przez silnik ChTZ 12H360 (A-85-3A), który pozwala mu rozpędzić się do 90 km/h i pokonać nawet 500 kilometrów. Niestety, ta jednostka jest za słaba na tak ogromną maszynę. Czołg z trudem pokonuje większe przeszkody i ciężko się nim manewruje, chociaż na filmach wygląda to inaczej. To sprawia, że może stać się łatwym celem dla dronów kamikadze czy pocisków wystrzelonych z ręcznych wyrzutni.

Sankcje sprawiły, że nie ma elektroniki do T-14 Armata

Jego atrybutem jest jednak potężna armata. Eksperci twierdzą, że pocisk Vaccum-1 APFSDS, który jest wykorzystywany przez T-14, jest w stanie przebić 1000 mm pancerza z odległości 2 kilometrów. T-14 posiada także pancerz reaktywny.

Pojazd wyposażony jest w system aktywnej obrony, w skład którego wchodzi radar do wykrywania, śledzenia i przechwytywania nadlatujących pocisków przeciwpancernych. Ponadto czołg ma mieć zamontowane kamery, które rozmieszczone są na całym kadłubie i dają obraz o zasięgu 360 stopni. Pomimo takich nowinek technologicznych, z powodu sankcji, rosyjska armia nie jest w stanie obecnie wyposażyć T-14 w odpowiednie komponenty. Dlatego ten czołg nie pojawi się na polu walki, ponieważ w przypadku awarii czy częściowego zniszczenia, nie będzie można go naprawić.

— I jeszcze jedno: teraz nie może być tak ze zrobimy czołg a elektronikę do niego kupimy. Nie kupimy bo to było z Zachodu a Zachodu dla nas nie ma i długo nie będzie — dodał rosyjski żołnierz. Rosyjska armia sądzi, że w budowie większej ilości nowych czołgów mogą pomóc Chiny czy Korea Południowa, ale to również jest mało prawdopodobne. Chiny zapowiedziały, że nie dostarczą Rosji śmiercionośnej broni, tymczasem Koreańczycy są związani z USA i rząd w Waszyngtonie im na to nie pozwoli.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: t-14 armata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy