Mina urwała nogę? Radź sobie sam. Horror w rosyjskich szpitalach frontowych

Brakuje środków przeciwbólowych, opatrunków, lekarzy i łóżek szpitalnych. Wojskowe szpitale dla rosyjskich żołnierzy rannych w wojnie z Ukrainą powstają w zrujnowanych szkołach na okupowanych terytoriach. W brudnych i przepełnionych salach leżą ciężko ranni bojownicy armii Putina, o których Rosja chce jak najszybciej zapomnieć.

Ranni na wojnie z Ukrainą to temat zakazany w Rosji. O ich dramatycznej sytuacji świadczą jedynie poruszające relacje rosyjskich żołnierzy, które zamieszczają w mediach społecznościowych.

Okazuje się, że samo dotarcie rannego żołnierza do placówki medycznej graniczy z cudem, gdyż na szybką ewakuację z pola walki mogą liczyć najczęściej oficerowie. Tylko oni mają szansę trafić na leczenie do Rosji, a pozostali są przewożeni do zaimprowizowanych szpitali na okupowanych terytoriach Ukrainy. Powstają one bardzo często w częściowo zrujnowanych budynkach ukraińskich szkół i przedszkoli, w których często jest uszkodzona kanalizacja.

Reklama

Zwykli żołnierze są leczeni bez znieczulenia i leków. Większość środków medycznych zapewniają wolontariusze, którzy organizują zbiórki w internecie. Z tygodnia na tydzień jest z tym gorzej, gdyż hojność rosyjskiego społeczeństwa dla bojowników "operacji specjalnej" wyraźnie osłabła. 

Zamiast przelewów na konto Rosjanie wolą zamieszczać materiały rosyjskiej propagandy.

Jesteś ranny? Radź sobie sam

Ranni na froncie żołnierze trafiają do najbliższego wojskowego szpitala polowego, gdzie są segregowani w zależności od tego, jak ciężkie mają obrażenia. Tylko nieliczni mają szansę na leczenie w kraju, choć podobno większość rosyjskich szpitali i tak jest dramatycznie przeciążona. Placówki medyczne dostały odgórne polecenie z Kremla, aby tworzyć dodatkowe oddziały dla rannych żołnierzy. W Rosji nie ma jednak komputerowego systemu ewidencji chorych, więc wszystko zapisywane jest ręcznie. Przez biurokrację przyjęcie uczestnika "operacji specjalnej" na oddział szpitala w Rosji według świadków zajmuje 45-60 minut. Zdarza się, że ranni żołnierze muszą ustawiać się w długich kolejkach przed szpitalami, a i tak nie mają pewności, że zostaną przyjęci.

Według wywiadu ukraińskiego tylko co czwarty ranny żołnierz może liczyć na szybką pomoc, choć nie ma czym i jak ich leczyć. 
Przykładem może być sytuacja w okręgowym szpitalu w Waluykach w obwodzie biełgorodzkim, który od niedawna jest głównym ośrodkiem leczenia rosyjskich rannych. - Brakuje nam wszystkiego, od chusteczek po leki na receptę - mówi jeden z sanitariuszy.

Lekarze twierdzą, że brakuje im środków dezynfekujących, takich jak chlorheksydyna i woda utleniona, roztworów do kroplówek, rurek do odbarczania przewodu pokarmowego, systemów drenażu klatki piersiowej, bandaży z gazy, bandaży i środków przeciwbólowych. Najgorsze, że od dawna brakuje również środków znieczulających. Skomplikowane operacje (w tym amputacje kończyn) są przeprowadzane "na żywca".

Rosyjscy lekarze mają problem z podstawowymi narzędziami. Proszą wolontariuszy o zakup nożyczek chirurgicznych, zacisków, zszywaczy i klamer do zszywania ran i narządów wewnętrznych, gąbek hemostatycznych do tamowania krwawienia oraz tabletek do określania grupy krwi pacjentów.

Rosyjskie szpitale są często w fatalnym stanie z powodu tego, że pieniądze przeznaczane na remonty są rozkradane.  Mają spleśniałe, rozpadające się ściany, a pacjenci dostają często brudną pościel, o czym świadczą setki postów w mediach społecznościowych. W 2019 roku ponad 41% szpitali nie miało centralnego ogrzewania, a ponad 30% miało kłopot z dostępem do bieżącej wody. 
Połowa rosyjskich szpitali została zamknięta w latach 2000-2015 z powodu braku funduszy. Wiele z nich nadal korzysta z łóżek przywiezionych im przez Brytyjczyków w 1945 roku. 

Mina urwała nogę? No to trudno!

Największy dramat jest z amputacjami kończyn ze względu na ogromną liczbę obrażeń spowodowanych ostrzałem i wybuchami min. Ich liczba jest przerażająco wysoka. Żołnierze są bowiem słabo wyszkoleni w udzielaniu pomocy w nagłych wypadkach i na polu walki brakuje im wysokiej jakości staz uciskowych. Stazy uciskowe są często niewłaściwie zakładane, nie pozostawiając innego wyjścia, jak tylko amputować uszkodzoną kończynę.

Szef Centrum Medycyny Taktycznej Kałasznikowa, Artem Katulin, powiedział, że ponad 30% amputacji było spowodowanych niewłaściwym założeniem opaski uciskowej. Rosyjscy ratownicy medyczni są często słabo wyszkoleni, podczas gdy szkolenie medyczne zwykłych żołnierzy jest symboliczne. Otrzymują tylko małe, często mające kilkadziesiąt lat zestawy medyczne, które dramatycznie różnią się od nowoczesnych zestawów pierwszej pomocy wojsk NATO, w które są wyposażeni ukraińscy żołnierze. 

Liczba rannych rośnie lawinowo

Według Dmitrija Triszkina, szefa wojskowego departamentu medycznego Ministerstwa Obrony Rosji, do grudnia ubiegłego roku około jedna czwarta żołnierzy przyjętych do szpitali była w stanie ciężkim lub skrajnie ciężkim. Połowa była średnio ranna.

Było to jednak przed rozpoczęciem ukraińskiej kontrofensywy i najkrwawszym etapem bitwy pod Bachmutem, które spowodowały ogromny wzrost rosyjskich ofiar. Liczby są utrzymywane w tajemnicy, ale z pewnością będą wysokie - według ekspertów mogą to być nawet dziesiątki tysięcy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szpitale | wojna Ukraina-Rosja | Rosja | propaganda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy