Rosjanie zbierają wiśnie w Ukrainie. A nie, to nowa genialna taktyka

Rosjanie postanowili najwyraźniej podać się ukraińskim siłom zbrojnym na talerzu. Do sieci trafił materiał wideo, na którym możemy zobaczyć, jak wykorzystują wysięgniki do zbierania wiśni jako... platformy strzeleckie.

Rosjanie postanowili najwyraźniej podać się ukraińskim siłom zbrojnym na talerzu. Do sieci trafił materiał wideo, na którym możemy zobaczyć, jak wykorzystują wysięgniki do zbierania wiśni jako... platformy strzeleckie.
Wcale nie zbierają wiśni. Korzystają z taktyki z czasów zimnej wojny, ale... /Ukrainian Front /Twitter

Siły rosyjskie niezmiennie przodują w wojennych "innowacjach wojskowych", są pionierami w montażu klatek ochronnych na czołgach i innych pojazdach opancerzonych, montowali opony samochodowe na bombowcach, by je ukryć i podjęli się trudnego zadania namalowania floty powietrznej w bazie Engels-2. Teraz z kolei włączyli do swojego arsenału maszyny rolnicze, bo kilka dni temu w Ukrainie zaobserwowano rosyjski zespół obsługujący broń przeciwpancerną z wysięgnika zamontowanego na ciężarówce do zbierania wiśni. Podniesiony na dużą wysokość kosz służy jako punkt obserwacyjny, oferujący imponujący widok na otoczenie i możliwość obserwacji ukraińskich czołgów, pojazdów opancerzonych i konwojów.

Reklama

Rosyjska myśl wojskowa znowu w akcji

I co ciekawe, chociaż na pierwszy rzut oka taktyka ta może wydawać się niekonwencjonalna i wyjątkowo "rosyjska", to koncepcja ma swoje korzenie w Niemczech z czasów zimnej wojny. Jest tylko jeden problem, dynamika pola bitwy była wtedy zupełnie inna i w tamtych czasach podwyższona platforma dla przeciwpancernych pocisków kierowanych faktycznie zapewniała znaczną przewagę. Pozwalała dostrzec niewidoczne inaczej jednostki wroga, eliminując naturalne przeszkody i wykorzystać pełny zasięg operacyjny broni, a zwalczanie tych instalacji było trudne ze względu na ich umiejscowienie nad terenem lub wierzchołkami drzew. A dziś? Dziś przypomina raczej kultową już scenę ze Shreka, w której Osioł krzyczy "Wybierz mnie, mnie wybierz!".

Owszem, operator przeciwpancernych pocisków kierowanych wciąż korzysta z tych samych zalet, ale w kontekście współczesnych działań wojennych, szczególnie biorąc pod uwagę to, czego byliśmy świadkami w Ukrainie przez ostatnie półtora roku, ale jednocześnie dosłownie woła o śmierć, bo ryzyko jego zestrzelenia jest ogromne.

Powszechne wykorzystanie bezzałogowych dronów w obecnych konfliktach skutecznie rozwiało pojęcie "mgły wojny", więc przewaga w postaci możliwości pokonywania nierówności terenu przez konstrukcję podwyższoną staje się znikoma. Ukraina dysponuje również dronami szturmowymi z widokiem pierwszoosobowym o zasięgu znacznie przekraczającym zasięg PPK, więc jedyną ochroną dla jego operatora wydaje się duża mobilność i niewidzialność.

Przeciwpancerny pocisk kierowany 9M133 Kornet

Jeśli zaś chodzi o sam przeciwpancerny pocisk kierowany, z którego korzysta rosyjski oddział, to mamy do czynienia z 9M133 Kornet. Jest to względnie nowa broń, opracowana w 1994 roku przez KBP Tuła jako następca systemu 9K113 Konkurs. Pociski 9M133 mogą być odpalane z wyrzutni przenośnych, jak i montowanych na pojazdach (np. transporterach opancerzonych), są kierowane laserowo, powstały z myślą głównie o niszczeniu czołgów (choć są też wersje do zwalczania piechoty) i uznaje się je za jedne z najpotężniejszych rosyjskich PPK. Kornet w wersjach przeciwczołgowych mierzy 1.1 m długości, waży od 29 do 31 kg, porusza się z prędkością maksymalnie 250 m/s, oferuje zasięg między 100 a 8000 m i wyjątkowo skuteczną głowicę kumulacyjną:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | Ukraina | wojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy