Rosja straciła "latający czołg". W tle bratobójczy ostrzał
Rosyjskie ministerstwo obrony potwierdza, że u wybrzeży Krymu doszło do utraty jednego ze śmigłowców szturmowych Mi-24 Hind. Spekuluje się, że przyczyną mógł być ogień bratobójczy.
O katastrofie poinformowały rosyjskie media, rozpowszechniając oświadczenie rosyjskiego ministerstwa obrony. Mi-24 wykonywał rano 10 kwietnia lot nad Morzem Czarnym w okolicach zachodniego wybrzeża Krymu.
Według rosyjskiego ministerstwa obrony wstępną przyczyną katastrofy była awaria maszyny. Na miejscu pracują służby ratownicze i dotąd nie wiadomo czy załoga śmigłowca przeżyła. Rosyjskie kanały Telegram powiązane z krajowymi siłami powietrznymi donoszą jednak o ich śmierci.
W rosyjskiej infosferze od razu pojawiła się hipoteza, że Mi-24 nie uległ awarii, a został zestrzelony przez sojuszniczą obronę powietrzną. Ukraiński wywiad już wcześniej donosił, że w rejonie gdzie doszło do katastrofy stacjonują wyrzutnie rosyjskich systemów obrony powietrznej jak S-300 czy Pantsir-S1.
Niemniej nie ma potwierdzenia, że faktycznie doszło do bratobójczego ognia. Sytuacja byłaby o tyle kuriozalna, że załoga rosyjskiej obrony powietrznej musiałaby zignorować prawdopodobnie włączone przez śmigłowiec systemy mające identyfikować go jako "swój", prawdopodobne informacje, że odbędzie się zaplanowany lot tego śmigłowca i uwierzyć, że jeden wrogi Mi-24 przedarł się jakoś wcześniej niezauważony na terytorium Krymu. Wersja o bratobójczym ogniu wydaje się więc dość naciągana, ale załogi rosyjskiej obrony powietrznej już nie raz pokazywały, że potrafią dokonać nawet najgłupszych rzeczy.