Koniec peer to peer?

W USA pojawił się projekt ustawy, zgodnie z którą duże wytwórnie filmowe i muzyczne miałyby prawo włamywać się do komputerów zwykłych użytkowników w celu ustalenia, czy nie mają oni plików nielegalnie pobranych z Internetu. Projekt uwzględnia też możliwość prowadzenia agresywnych działań zakłócających pracę komputerów, z których pobierane są podejrzane pliki.

W USA pojawił się projekt ustawy, zgodnie z którą duże wytwórnie filmowe i muzyczne miałyby prawo włamywać się do komputerów zwykłych użytkowników w celu ustalenia, czy nie mają oni plików nielegalnie pobranych z Internetu. Projekt uwzględnia też możliwość prowadzenia agresywnych działań zakłócających pracę komputerów, z których pobierane są podejrzane pliki.

Takie akcje mogłyby być prowadzone bez ostrzeżenia. Użytkownikom przysługiwałoby jedynie prawo zaskarżenia koncernu w przypadku, gdyby jego działanie spowodowały straty przekraczające 250 USD.

Autorem kontrowersyjnej ustawy jest kalifornijski kongresman Howard Berman, nazywany przyjacielem Hollywood.
- Złodziej jest złodziejem, bez względu na to, czy kradnie płytę CD z półki sklepowej, czy nielegalnie pobiera utwór z Internetu - usprawiedliwia się pomysłodawca. - Przemysł muzyczny i filmowy tracą rocznie na piractwie 4,3 mld. USD.

Reklama

Standardowe procedury prawne nie dają spodziewanych efektów wobec skomputeryzowanych piratów działających w sferze, którą trudno skontrolować. Projekt jest więc efektem frustracji, jaką wśród dużych koncernów medialnych powoduje bezradność wobec zjawiska wymiany plików w sieciach peer-to-peer.

Ponieważ sieci wykorzystujące protokół Gnutella nie wymagają centralnego serwera, nie można postawić zarzutu konkretnej osobie, że pośredniczy w nieautoryzowanej wymianie plików, a przecież nie sposób oskarżać wszystkich. Wydaje się, że koncerny medialne trochę jednak przesadzają.

Chociaż Internauci masowo korzystają z systemów P2P, zdobywane za ich pomocą pliki nie stanowią nawet jednej setnej tego, co znajduje się na rynku. Nie wspominając już, że często pod 20 nazwami występuje ten sam, np. uszkodzony lub niekompletny plik.

Dlatego warto się zastanowić, czy bezradność systemu prawnego wobec nowych form dystrybucji musi oznaczać zgodę na łamanie elementarnych swobód obywatelskich, zwłaszcza, że ten kawałek tortu nie wydaje się tak wielki, jakby chcieli różni panikarze. Wygląda na to, że po upadku Napstera i Audiogalaxy użytkownicy Internetu mają nowy temat do gorących dyskusji.

(Web Express: http://weinfo.pl)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ustawy | pliki | nielegalnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy