Największe wpadki Google Maps. Kłótnie, bójki i auto w błocie

Nawigacja w Google Maps to przydatna funkcja, która pozwala na podróżowanie nawet po zupełnie nieznanych miejscach. Niestety, aplikacja od Google nie jest idealna. Często zdarzają się jej wpadki, które mogą powodować śmieszne, ale i niebezpieczne sytuacje. Do jednej z nich doszło niedawno w Polsce.

Uwielbiam apkę Google Maps, ale trochę się jej boję

Z aplikacji Google Maps korzystam regularnie, często w aucie, nierzadko na piechotę lub podczas jazdy rowerem. Bez niej najpewniej nie dotarłbym do wielu miejsc, a także nie wrócił do tych odwiedzonych. Słaba pamięć do tras sprawia, że dobra nawigacja na telefon jest przydatna. Niestety, nie mogę jej ufać bezgranicznie.

Dobrze wiemy o niedoskonałościach, jakie charakteryzują Google Maps. Wpadki popularnego programu mają miejsce regularnie i wcale nie chodzi tu tylko o zabawne zdjęcia na Street View. Często dochodzi bowiem do sytuacji, w której proponowana trasa jest bardzo odległa od tego, co ma miejsce na drogach w rzeczywistości. A kierowcy, cóż, ufają aplikacji bezgranicznie.

Reklama

Wpadka Google Maps w Polsce

Właśnie do takiej sytuacji doszło w ostatnich dniach na południu Polski. Na skutek osuwiska na drodze krajowej nr 28 w województwie małopolskim (okolice Kasiny Wielkiej), Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wytyczyła trasę objazdu. Sęk w tym, że nawigacja Google Maps proponuje podróżnym... zupełnie inną trasę.

To stało się zarzewiem konfliktów. Rzesze kierowców aut osobowych, ale i tirów czy lawet ruszyły przez drogę osiedlową w niewielkiej miejscowości obok trasy. To spotkało się z ogromnym niezadowoleniem mieszkańców. Zaczęło dochodzić do potyczek słownych, a nawet rękoczynów. Spójrzcie sami, jaką drogą próbują przejeżdżać duże auta. Co gorsza, ruch jest obustronny, a miejsca brak.

Nie dziwi zatem fakt oburzenia mieszkańców zaistniałą sytuacją. Auta nie mogą się wyminąć, przez co decydują się na zjeżdżanie np. na pole. Cierpliwość niektórych już się kończy, co skutkuje dosadnym przedstawianiem swojego oburzenia kierowcom. To nie jedyna wpadka Google Maps. Aplikacja ma ich na swoim koncie znacznie więcej.

Zaufali nawigacji, skończyli w błocie

W 2019 roku do nietypowej sytuacji doszło w stanie Colorado w USA. Rzesza kierowców zaufała nawigacji podczas planowania swojej podróży, co skończyło się dla nich nieciekawie. Wszystko przez wadliwą sugestię aplikacji i chęć zaoszczędzenia czasu.

W drodze na lotnisko w Denver utworzył się spory korek, który sprawił, że trasa do miejsca docelowego miała zająć podróżnym niecałą godzinę. Będąc w pośpiechu człowiek chwyci się czegokolwiek, a pomoc nadeszła z aplikacji Google Maps. Program podpowiedział, że istnieje alternatywna trasa. Krótsza, bo skracająca czas przejazdu do zaledwie 23 minut. Około 100 zdesperowanych śmiałków skorzystało z propozycji.

Problem w tym, że w danych aplikacji nie było wzmianki o jakości trasy. Jak się szybko okazało, nie był to ani asfalt, ani nawet przejezdna czy utwardzona droga. Setka kierowców skończyła w błocie. Czego zabrakło? Od strony aplikacji na pewno wzmianki o tym, że trasa była na prywatnej posesji, a na jej początku widniał znak "Zakaz wjazdu". Kierowcy z kolei mogliby baczniej przyglądać się otoczeniu, aniżeli bezgranicznie ufać nawigacji w telefonie.

Jak oszukać Google Maps?

Mapy Google mogą nam nieumyślnie przeszkodzić, proponując nienajlepszą trasę. A co, jeżeli to my chcielibyśmy wykonać dowcip aplikacji? Okazuje się, że oszukanie algorytmów jest (a przynajmniej było) możliwe. Przekonał się o tym Simon Weckert z Niemiec, który w nietuzinkowy sposób chciał wpłynąć na działanie aplikacji.

Poruszał się on po jednej z ulic w Berlinie, mając przy sobie 99 telefonów z aplikacją Google Maps. Urządzenia transportował przy pomocy wózka podczepionego do roweru. Duże nagromadzenie telefonów w niewielkim obszarze spowodowało, że algorytm zidentyfikował je jako potężny korek - wszak odczytywał dane wielu "użytkowników". Ruch oczywiście nie istniał, a po ulicy jeździł tylko autor dowcipu.

Nie ufaj Google Maps. Rozsądek jest najważniejszy

Aplikacji Google Maps nie można ufać bezgranicznie. To wypadałoby odnieść do każdego programu, ale chyba tylko w przypadku darmowej nawigacji od Google istnieje ryzyko, że zaparkujemy nasz wóz w jeziorze lub błocie. Choć wyznaczane trasy pomagają w podróży, to najbardziej istotne jest obserwowanie samej drogi.

Nikt przecież nie przyjmie naszego wytłumaczenia, że nawigacja kazała nam tak jechać. Bo nie kazała - proponowana trasa to jedynie sposób, z którego możemy skorzystać. Ostatecznie to po naszej stronie leży konieczność interpretowania oznaczeń na drogach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mapy Google | mapy | Nawigacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy