Miliony poufnych maili wojskowych z USA trafiły do Mali... przez literówkę

Wystarczy mały błąd, żeby narazić cały kraj i jego sojuszników na niebezpieczeństwo, a przynajmniej tak wynika z nowego artykułu Financial Times, który opowiada o niezwykle groźnej literówce.

Wystarczy mały błąd, żeby narazić cały kraj i jego sojuszników na niebezpieczeństwo, a przynajmniej tak wynika z nowego artykułu Financial Times, który opowiada o niezwykle groźnej literówce.
Wystarczy mała literówka, aby wrażliwe dane trafiły w niepowołane ręce. USA się o tym przekonały /Defense Visual Information Distribution Service /domena publiczna

Chociaż trudno w to uwierzyć, drobna pomyłka w adresie mailowym może sprawić, że takie wrażliwe dane, jak "dokumenty dyplomatyczne, deklaracje podatkowe, hasła i szczegóły podróży najwyższych oficerów" i wiele innych, dotrą do rządu potencjalnie wrogiego kraju zamiast do adresata. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone, gdzie Departament Obrony Stanów Zjednoczonych używa końcówki ".mil", czyli niezwykle podobnej do ".ml", przypisanej do skrzynek pocztowych w Mali, co generuje podobno mnóstwo pomyłek i sprawia, że cenne informacje nie trafiają tam, gdzie powinny

Reklama

Mała literówka, a problem ogromny

Co prawda do tej pory te niewłaściwie skierowane e-maile trafiły do holenderskiego wykonawcy, którego zadaniem jest zarządzanie domeną krajową Mali, ale jego umowa wkrótce wygaśnie, więc kontrola nad nią i wszystkimi zgromadzonymi informacjami wróci do rządu silnie związanego z Rosją (Moskwa zaznaczyła swoją obecność w Mali w zeszłym roku przez grupę Wagnera, która starała się wykorzystać ten kraj do transportu zaopatrzenia do Ukrainy). To właśnie ten wykonawca, Johannes Zuurbier, ujawnił "literówkowy wyciek" i poinformował przy okazji, że od blisko dekady próbował ostrzegać Stany Zjednoczone przed tymi pomyłkami, ale nie został potraktowany poważnie, chociaż sprawa na taką właśnie wygląda.

Tym samym podjął ostatnią próbę przekonania USA do pilnego działania, wyjaśniając, że tylko w tym roku miał dostęp do 117 tys. takich maili, z czego w samą ubiegłą środę przyszło ich niemal 1000, więc łatwo się domyślić, ile uskładało się ich od 2014 roku. I chociaż jego zdaniem żadna z wiadomości nie została oznaczona jako tajna, nadal zawierają one wrażliwe dane dotyczące personelu wojskowego USA, jego kontrahentów i rodzin - zgłoszone treści obejmują m.in. plany majowej podróży szefa sztabu armii amerykańskiej, generała Jamesa McConville'a, do Indonezji.

Wojskowe maile USA trafią do Mali, a potem Rosji?

Inne ujawnione informacje obejmują mapy instalacji, zdjęcia baz, dokumenty tożsamości (w tym numery paszportów), listy załogi statków, dokumentację podatkową i finansową, dane medyczne, listy załogi statku, raporty z inspekcji marynarki wojennej, kontrakty, skargi karne przeciwko personelowi, wewnętrzne dochodzenia i rezerwacje dotyczące zastraszania, a jeden e-mail od agenta FBI zawierał nawet turecki list dyplomatyczny do USA, ostrzegający o możliwych operacjach Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).

Czy w tym kontekście amerykańskie służby mają zamiar zareagować? Jak wyjaśnia Tim Gorman, rzecznik Biura Sekretarza Obrony w oświadczeniu przesłanym do redakcje The Verge, "Departament Obrony (DoD) jest świadomy tego problemu i poważnie traktuje wszelkie nieautoryzowane ujawnienia kontrolowanych informacji dotyczących bezpieczeństwa narodowego lub kontrolowanych informacji jawnych". 

Przy okazji wyjaśnia jednak, że e-maile wysyłane z domeny .mil do Mali są "blokowane" odgórnie, a nad wiadomościami wysyłanymi przez inne agencje czy osoby współpracujące z rządem USA nie ma wpływu i może jedynie "udzielać wskazówek i szkolić".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: e-mail | USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy