Kłamstwa Kremla. Myślał, że będzie budował domy, trafił na front

Pamiętacie słynną rosyjską rekrutację w więzieniach? Jeden z osadzonych postanowił opowiedzieć The New York Times, jak naprawdę wyglądała - mówiąc krótko, podpisywał umowę na prace konstrukcyjne, a trafił w sam środek pola bitwy.

Pamiętacie słynną rosyjską rekrutację w więzieniach? Jeden z osadzonych postanowił opowiedzieć The New York Times, jak naprawdę wyglądała - mówiąc krótko, podpisywał umowę na prace konstrukcyjne, a trafił w sam środek pola bitwy.
Grupa rosyjskich żołnierzy schwytanych podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej /Diego Herrera Carcedo / Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM /East News

Pewnego dnia w jednej z rosyjskich kolonii karnych pojawił się mężczyzna ubrany w "zielony garnitur", który przedstawił się jako urzędnik Ministerstwa Obrony i zaproponował więźniom możliwość "rozpoczęcia wszystkiego od nowa". Głupio byłoby nie skorzystać, prawda? Szczególnie że przedstawiciele ministerstwa zapewniali, że w Ukrainie jest mnóstwo pracy dla wszystkich, bo ktoś musi przecież budować tam domy.

Rosja kusi rekrutów obietnicami nowego życia

Tak opisuje swoją historię jeden z osadzonych w tej placówce, 45-letni mężczyzna o znaku wywoławczym Merk, który zdecydował się na rozmowę z The New York Times (gazeta zweryfikowała jego tożsamość na podstawie dokumentów sądowych i kont w mediach społecznościowych). Szybko okazało się jednak, że rzeczywistość jest zupełnie inna niż zapewnienia Kremla i kiedy zaciągnął się do rosyjskich sił zbrojnych, "umowa na prace konstrukcyjne" błyskawicznie zmieniła się w transport do walki na linii frontu w okolicach Bachmutu. 

Reklama

Jak przekonuje mężczyzna, to właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że nieświadomie dołączył do Storm Z, czyli składającej się z byłych więźniów rosyjskiej jednostki wojskowej utworzonej w kwietniu - na jego szczęście spędził w niej tylko pięć dni, bo wpadł w ręce sił ukraińskich, czemu zawdzięcza życie (choć jak sam przekonuje, być może tylko chwilowo, bo kiedy trafi do Rosji w ramach wymiany więźniów, wszystko może się wydarzyć).

Wygląda więc na to, że Rosja wciąż korzysta z tych samych taktyk wojennych i to nie tylko rekrutacyjnych. Ciągle okłamuje swoich żołnierzy (przypominamy o słynnych przechwyconych rozmowach, z których mogliśmy się dowiedzieć, że rekruci nie mają pojęcia, że są wysyłani do walki w Ukrainie) i traktuje ich jak mięso armatnie, bez przeszkolenia wysyłając na front.

I nie da się ukryć, że jego wypowiedzi idą w parze z tym, czego dowiedzieliśmy się już wcześniej o zasadach panujących w rosyjskiej armii. Już w grudniowym raporcie ukraińskiego wywiadu, do którego dotarła redakcja CNN, można było przeczytać, że siły najemne zasilane rekrutami z więzień są traktowane jako "żołnierze jednorazowego użytku", których stratą nikt się nie przejmuje. Oznacza to, że są pozostawiani na polu bitwy przez wiele godzin bez pomocy, towarzysze broni mają zakaz udzielania im pomocy i są zabijani, jeśli wycofają się bez pozwolenia ze swoich pozycji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rekrutacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy