Wymieranie permskie - największa zagłada w dziejach świata

Wyginięcie dinozaurów wcale nie była największą katastrofą w historii. 200 mln lat wcześniej, pod koniec permu, doszło do tajemniczego zdarzenia, które zmiotło z powierzchni Ziemi niemal wszystkie żyjące wówczas organizmy.

Zagłada permska miała miejsce ok. 245 - 251 mln lat temu i pochłonęła ok. 90 proc. gatunków morskich i 70 proc. gatunków lądowych. Według różnych szacunków, sam epizod wymierania mógł trwać 5 - 10 mln lat, istnieją też wersje mówiące o 1 mln lub 600 tys. lat. Ostatnie badania naukowców z MIT wskazują jednak, że cały proces zajął zaledwie ok. 60 tys. lat! W geologicznej skali czasu jest to okres niemal niezauważalny. Co mogło wywołać tak gwałtowną hekatombę? Istnieje na ten temat kilka teorii.    

Wulkany, kosmiczna skała czy bakteria?

Reklama

Najczęściej powtarzana wersja mówi o nagłym wzroście aktywności wulkanicznej. Jej pozostałością są tzw. trapy syberyjskie, czyli jedne z największych na stałym lądzie pokryw lawowych. Stanowią one ślad po największej w dziejach Ziemi erupcji, w wyniku której na powierzchnię wydostało się ok. 2 mln km sześciennych lawy. Przykryła ona obszar 2-7 mln km kwadratowych na dzisiejszej Syberii. Proces ten miał trwać mniej niż 1 mln lat i w jego wyniku do ówczesnej atmosfery przedostały się ogromne ilości pyłu, dwutlenku węgla, a także siarki i chloru. Pył i sadze niemal całkowicie odcięły powierzchnię Ziemi od światła słonecznego, dwutlenek węgla wywołał zaś gigantyczny efekt cieplarniany. Z nieba lunęły niszczycielskie kwaśne deszcze, które w krótkim czasie zakwasiły wody oceaniczne. Zniszczeniu uległa też chroniąca życie warstwa ozonowa. Efektem była totalna zagłada!

Inna teoria zakłada, że wymieranie permskie wywołane zostało na skutek zderzenia (lub zderzeń) z ogromną asteroidą. Kolizja naruszyła skorupę ziemską i to właśnie to zdarzenie, a nie naturalne procesy zachodzące we wnętrzu Ziemi, wyzwoliło wspomnianą aktywność wulkaniczną. Dowodem potwierdzającym tę wersję mają być odnalezione w ostatnich latach struktury geologiczne, będące zdaniem niektórych badaczy ogromnymi kraterami uderzeniowymi. Przykładem takiej formacji jest leżący pod lodem krater na Ziemi Wilkesa na Antarktydzie. Ma on niemal 500 km średnicy i powstał prawdopodobnie w wyniku kolizji z 50 km asteroidą 251 mln lat temu. Mniej więcej w tym samym czasie powstał również drugi z podejrzanych kraterów – Bedout. Ma on 195 km średnicy i znajduje się na dnie oceanu u wybrzeży Australii. 

Nieco mniej katastroficzna wersja mówi o długofalowych zmianach klimatycznych. Mogły być one konsekwencją połączenia się 300 mln lat temu ówczesnych kontynentów Laurosji i Gondwany w jeden superkontynent – Gondwanę. Na lądzie miały wtedy zapanować bardzo trudne warunki klimatyczne (długotrwała susza?), które przyczyniły się wymierania organizmów żywych. W ostatnim czasie pojawiła się też dosyć egzotyczna teoria, według której za katastrofę u schyłku permu odpowiedzialna była… bakteria o nazwie Methanosarcina. Miała ona czerpać z materii wyrzuconej przez wybuchające wulkany nikiel, który następnie metabolizowany był w cieplarniany metan. Ten ostatni podgrzewał atmosferę i przyczyniał się do zakwaszenia oceanów, zabijając żyjące w nich organizmy.      

Początek nowej ery

Niezależnie od przyczyn, wymieranie permskie było jednym z najważniejszych punktów zwrotnych w historii życia na Ziemi. Wydarzenie to wyznaczyło wyraźną granicę między paleozoikiem i erą mezozoiczną. Masowa zagłada, do której wtedy doszło wcale nie oznaczała końca, lecz zupełnie nowy początek. Przyroda nie zna próżni i w miejsce wymarłych gatunków pojawiły się inne, lepiej przystosowane organizmy. Wraz z nastaniem mezozoiku rozpoczęła się era gadów. Panowanie na Ziemi objęły na miliony lat dinozaury. 

Adam Nietresta 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wymieranie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy