Wydobycie K-129 - supertajna operacja CIA

​Mimo upływu lat archiwa z okresu Zimnej Wojny wciąż kryją wiele tajemnic. Jedną z nich jest historia tajnego projektu Azorian, w ramach którego CIA wydobyła z dna Pacyfiku wrak zniszczonego sowieckiego okrętu podwodnego K-129.

Większość tego, co wiemy na temat projektu Azorian opiera się na szczątkowych informacjach ujawnionych przez CIA oraz na nieoficjalnych przeciekach, które przez lata udało się zgromadzić dziennikarzom i historykom. Cała prawda na temat tego niezwykłego przedsięwzięcia wciąż bowiem kryje się w archiwach amerykańskiej agencji wywiadowczej i raczej nie zanosi się na to, aby miała zostać w najbliższym czasie ujawniona. Jednak nawet z bardzo okrojonych materiałów wyłania się obraz operacji przeprowadzonej z ogromnym rozmachem. Mimo wielkiej skali, cały projekt udało się też zachować w niemal całkowitej tajemnicy. 

Reklama

Radziecki okręt na dnie oceanu

K-129 był sowieckim okrętem podwodnym typu 629A o klasycznym, dieslowsko-elektrycznym układzie napędowym. Zwodowany został w roku 1959 i wszedł w skład Radzieckiej Floty Pacyfiku. W kodzie państw NATO łódź nosiła oznaczenie Golf II i mogła przenosić m.in. trzy rakiety balistyczne z głowicami jądrowymi. Przez pierwsze lata służba okrętu przebiegała bez większych niespodzianek. Do czasu. 24 lutego 1968 roku K-129 wraz z liczącą 97 osób załogą kolejny raz wyszedł w morze z portu w Pietropawłowsku Kamczackim. Rutynowy (prawdopodobnie) rejs patrolowy miał trwać 70 dni i zakończyć się w maju. Podczas jego trwania okręt miał zgłaszać do bazy raporty i informować o przebiegu misji. K-129 zdołał jednak połączyć się z lądem tylko raz, na samym początku rejsu. Gdy 8 marca przyszła kolej na następny meldunek, okręt milczał.

W radzieckiej flocie podniesiono alarm i natychmiast zorganizowano poszukiwania zaginionej łodzi. W rejon, gdzie urwał się kontakt z K-129 skierowano flotyllę statków i samolotów, lecz mimo to nie udało się odnaleźć ani wraku, ani żadnego innego śladu okrętu. W maju Rosjanie uznali maszynę za straconą. Wzmożony ruch radzieckich okrętów z miejsca przykuł jednak uwagę USA. Amerykanie szybko zorientowali się, że Sowieci musieli stracić na Pacyfiku okręt podwodny i prowadzą jego poszukiwania. Po przeanalizowaniu danych pochodzących z sieci sonarów Amerykanie ustalili, że feralnego 8 marca ok. 600 mil morskich na północ od Midway doszło do podmorskiej eksplozji, której źródłem mógł być rosyjski okręt podwodny. 

US Navy wysłała w ten rejon własną łódź - USS Halibut - która zlokalizowała K-129. Wrak spoczywał na głębokości ok. 5 km. W kadłubie okrętu, w rejonie kiosku, znajdowała się ogromna wyrwa - prawdopodobnie efekt wybuchu. Późniejsze analizy wykazały (znów - prawdopodobnie), że na pokładzie doszło do eksplozji, która spowodowana mogła być przez wodór wydobywający się z akumulatorów lub przez usterkę torpedy albo rakiety balistycznej. Pojawiały się też głosy, że K-129 poszedł na dno w wyniku kolizji z amerykańskim okrętem podwodnym USS "Swordfish". Niczego pewnego nie udało się (przypuszczalnie) ustalić i prawdziwe przyczyny katastrofy do dziś pozostają zagadką. Niezależnie jednak od przebiegu wypadków na pokładzie, odnalezienie wraku K-129 stało się początkiem jednej z największych operacji wywiadowczych w historii. 

Howard Hughes szuka złota

Amerykanie szybko zrozumieli, że dokładnie zbadanie wraku K-129 to niepowtarzalna okazja, aby poznać tajemnice radzieckiej technologii. Zdawano sobie jednak sprawę, że wydobycie spoczywającego 5 km pod wodą kolosa (okręt mierzył 98 m i ważył ok. 6,5 tys. ton) będzie przedsięwzięciem niezwykle skomplikowanym. Jeszcze większych problemem musiało być zachowanie całej akcji w tajemnicy. Ogromna operacja morska w rejonie zaginięcia K-129 musiała przecież zwrócić uwagę Rosjan. CIA wymyśliła więc dla swoich działań niezwykłą przykrywkę. Z pomocą agencji przyszedł ekscentryczny miliarder, lotnik i producent filmowy - Howard Hughes. Ten słynny dziwak ogłosił nagle światu, że zamierza wydobywać z dna oceanu złoto i mangan. Realizacji tego celu miał służyć specjalnie zbudowany okręt o nazwie "Glomar Explorer". Z zewnątrz jednostka przypominała typowy okręt wiertniczy, ale w środku kryły się skomplikowane urządzenia, które miały wydobyć K-129 z głębin. Okręt miał m.in. otwierane dno kadłuba oraz specjalny chwytak. 

Operacja otrzymała kryptonim Project Azorian i rozpoczęła się w sierpniu 1974 roku. Nie wszystko jednak poszło po myśli CIA i Howarda Hughesa, bo w drodze na powierzchnię K-129 przełamał się. Część źródeł twierdzi nawet, że niemal doszło w tym momencie do wybuchu znajdującej się na pokładzie głowicy jądrowej! Ostatecznie w ręce Amerykanów trafiła dziobowa część okrętu z przedziałem torpedowym i prawdopodobnie także fragment kiosku. CIA znalazła się dzięki temu w posiadaniu radzieckich torped, możliwe też, że zdobyła radiostację i księgi kodów. W wydobytej części statku znaleziono również ciała kilku rosyjskich marynarzy, których zgodnie z morskim ceremoniałem pochowano w oceanie.

"Zdobyczny" fragment kadłuba został na pokładzie "Glomar Explorera" przetransportowany do USA, gdzie z pewnością poddano go wnikliwym badaniom. Po ich zakończeniu szczątki sowieckiej łodzi trafiły zapewne do huty. Pozostała część K-129 prawdopodobnie nadal spoczywa w głębinach Pacyfiku. Po zakończeniu Zimnej Wojny - w 1992 roku - Amerykanie poinformowali ówczesnego prezydenta Rosji, Borysa Jelcyna o przeprowadzonej przez siebie operacji. Rosjanom przekazano też nagranie przedstawiające pogrzeb ofiar wydobytych z wraku K-129. 

Adam Nietresta

 


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy