Maleją szanse na znalezienie drugiej Ziemi

Przeprowadzone niedawno obserwacje pokazują, że w cieniu najbliższych nam gwiazd nie ma planet nadających się do zamieszkania. Dotyczy to przede wszystkim Gwiazdy Bernarda, z którą astronomowie wiązali niemałe nadzieje.

Badacze przestrzeni kosmicznej nie rezygnują z poszukiwań ciał niebieskich, które w przyszłości moglibyśmy skolonizować. Z oczywistych względów brane są pod uwagę obiekty będące w zasięgu najbliższych nam gwiazd. Teoretycznie moglibyśmy ich szukać w sąsiedztwie Alpha Centauri, czyli gwiazdy wielokrotnej. Układ ten tworzą dwa jasne słońca ciągu głównego - Alpha Centauri A i Alpha Centauri B oraz okrążający je czerwony karzeł - Proxima Centauri. Specyfika tego układu sprawia, że znalezienie w jego obrębie przyjaznej nam planety jest raczej niemożliwe.

Po uwagę wzięto czwarty najbliższy nam obiekt, czyli Gwiazdę Bernarda. Jest to czerwony karzeł o niewielkiej masie. W teorii właśnie takie słońca interesują nas najbardziej. Są spokojne i gwarantują stabilne warunki do podtrzymywania życia. To właśnie Gwiazda Bernarda była głównym celem pierwszej realistycznej koncepcji wyprawy międzygwiezdnej, tzw. Projektu Dedal. W zeszłym tygodniu okazało się jednak, że również o tej gwieździe możemy zapomnieć.

Taki wniosek, na podstawie ośmioletnich badań i obserwacji, wysnuli naukowcy z Berkley. Ich zdaniem w sąsiedztwie czerwonego karła nie ma żadnych planet, które przypominałyby Ziemię. Sytuacja jest o tyle pechowa, że szansa na istnienie takiej planety w pobliżu gasnącej gwiazdy wynosi aż 40 proc. Jeżeli doniesienia astronomów się potwierdzą, to poszukiwania przeniosą się na dalsze, a wiec jeszcze bardziej nieosiągalne rejony wszechświata.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gwiazdy | Planety | układ planetarny | Ziemia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy