Koniec naszego wszechświata za kilka miliardów lat. Będzie nowy?

Naukowcy analizujący dane pochodzące z eksperymentów, w których odkryto bozon Higgsa, mają złe wiadomości. Z ich obliczeń wynika, że wszechświat jest wyjątkowo niestabilny i najprawdopodobniej się kończy.

Joseph Lykken - fizyk teoretyczny z Fermilab, który bierze udział w eksperymentach przeprowadzanych przez Wielki Zderzacz Hadronów - wyjawił swoje obawy dotyczące przyszłości kosmosu. Według niego, nasz wszechświat jest wyjątkowo niestabilny i za kilka lub kilkanaście miliardów lat dojdzie do jego wielkiego "resetu". Bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy będzie pojawienie się alternatywnego wszechświata, który wyłoni się gdzieś niedaleko i będzie rozszerzał się z prędkością światła. Tym samym nasz wszechświat, będący na skraju metastabilnego stanu, zostanie pochłonięty przez swoją młodszą alternatywę.

Naukowcy już od dłuższego czasu wiedzieli, że nasz wszechświat kiedyś się skończy, ale dopiero poznając dokładną masę bozonu Higgsa (między 125 a 127 GeV/c2) będą w stanie sprecyzować datę końca wszechświata. Kiedy to jednak nastąpi, nie będzie już Ziemi. Warto przypomnieć, że za ok. 4,5 mld lat Słońce stanie się czerwonym olbrzymem i pochłonie naszą planetę.

Aby poznać dokładną datę końca wszechświata, naukowcy będą musieli operować na znacznie precyzyjniejszych danych. Pomocny może okazać się Wielki Zderzacz Hadronów, który niedawno został wyłączony na okres dwóch lat. Kiedy jednak w 2015 roku, największy akcelerator cząstek na świecie zostanie ponownie uruchomiony, ma dysponować mocą pozwalającą na symulację warunków panujących tuż po Wielkim Wybuchu.

- Wiele rzeczy staje się jaśniejszych, gdy postrzegamy życie wszechświata na zasadzie procesu cyklicznego. Nie potrafię jednak odpowiedzieć na pytanie dlaczego przyszło nam żyć w końcowej fazie tego cyklu - powiedział Lykken.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy