ŚWIAT MADE IN CHINA

Chińskie telefony podbiły świat. Jak do tego doszło?

Xiaomi lepsze, Huawei w sercach Polaków, OnePlus detronizujący flagowce - to tylko kilka z niektórych przykładów sukcesów Chińczyków na rynku telefonów w XXI wieku. Jak to się stało, że azjatyckie państwo tak mocno weszło w segment opanowany niegdyś przez Amerykanów, Koreańczyków i Japończyków? Stoi za tym chińska ambicja - ale i sprytny podstęp.

Na początku (prawie) nie było Chin

Pamiętacie pierwsze smartfony? Odnoszę się oczywiście do urządzeń z ekranami dotykowymi. Może nie były one wyposażone od razu w zunifikowane systemy operacyjne, a jedynie przeniesieniem tradycyjnych urządzeń GSM na nowy osprzęt - mimo to mieliśmy do czynienia z dużą rewolucją. W kieszeni pojawiło się narzędzie do wygodnego przeglądania internetu, a na horyzoncie pojawiać zaczęły się gry i aplikacje - coś, bez czego dziś nie wyobrażamy sobie życia codziennego.

Reklama

Praktycznie wszyscy znani producenci telefonów dołączyli do wyścigu technologicznych zbrojeń. Był Samsung, LG, HTC, nawet Nokia i (wtedy jeszcze) Sony Errikson. Swój udział w rynku telefonów zainicjowało również Apple. Na próżno mogliśmy jednak szukać w rankingach sprzedaży urządzeń rodem z Chin - tych, bez których dzisiaj nie sposób wyobrazić sobie półek sklepowych czy ofert operatorów.

Lata spędzone w ukryciu

Początkowy etap rozwoju inteligentnych telefonów nie odbywał się jednak bez żadnego udziału Chin. Państwo to przyłożyło się do tego w dość dużym stopniu - może nie od strony projektowej, lecz wytwórczej. Pamiętajmy, że fabryki technologicznych gigantów znajdowały się właśnie tam. Przez chińskie przedsiębiorstwa przechodziły zatem nie tylko podzespoły, ale i całe projekty urządzeń.

Lata wytwarzania sprzętu na zlecenie zachodnich i azjatyckich firm był punktem chińskiej strategii długoterminowej. Ta polegała w pierwszej kolejności na nauce, dalej zaś na odtwarzaniu poznanych technologii, aby wreszcie być wystarczająco dojrzałym do przedstawiania nowych, niekiedy lepszych i rewolucyjnych rozwiązań. Jak przyjrzymy się obecnej sytuacji na rynku, to okazuje się, że elementy z trzeciego etapu już się dzieją - i to od jakiegoś czasu. Jak do tego doszło?

Pomysł to niejedyne, co miały Chiny

Fakt posiadania dobrego urządzenia (mocno inspirowanego zachodem lub Koreą) to jednak tylko część sukcesu. Bo jak sprzedać coś podobnego do konkurencji, na dodatek bez znanego logotypu i historii uznanej marki? Tu z pomocą przyszły Chinom dwa czynniki, z czego pierwszy był swego rodzaju uśmiechem losu.

Ogromny wpływ na rozwój nowych firm technologicznych i producentów smartfonów miało oprogramowanie. W tym wypadku chodzi o system Android od Google. Otwarta struktura i możliwość bezproblemowego implementowania go do swoich urządzeń sprawiła, że w zasadzie każdy producent miał jeden ważny problem z głowy - nie istniało już pytanie, na jakim systemie bazować swój telefon. Wrota świata Google stanęły otworem, a chętnych na skorzystanie nie brakuje do dziś. W zestawie mieliśmy gigantyczny sklep z aplikacjami i popularne usługi amerykańskiego giganta, jak mail czy dokumenty.

Chińczycy mieli zatem system operacyjny i zestaw technologii - nadal brakowało im jednak czegoś w rodzaju punktu różnicy. Elementu, który sprawiłby, że na tle konkurencji urządzenia te pozycjonowano by wyżej, przynajmniej w niektórych kategoriach. Okazało się, że i ten problem miał rozwiązanie w przemyślanej strategii Chin. Państwo to jak żadne inne opanowało do perfekcji ograniczanie kosztów, sprzedaż niemal bezpośrednią i miały w zanadrzu wyjątkowy sposób na zarządzanie łańcuchami dostaw.

Handel po Chińsku, czyli szybko, tanio i... dobrze?

Rozwinięta sieć fabryk i logistyczny perfekcjonizm sprawił, że chińskie telefony nie tylko zaczęły stawać na tej samej półce technologicznej, co konkurencja. Możliwość szybkiej i masowej produkcji wpłynęła również na cenę - smartfon Xiaomi od początku był kojarzony w głównej mierze z przystępną ceną, a gdy doszły do tego przyzwoite parametry techniczne i zainteresowanie operatorów komórkowych (np. w Polsce), to pojawił się też popyt na nowe, tanie i wcale niezłe urządzenia.

Nie zawsze i nie każdy rynek udawało się chińskim firmom podbić od razu. Przykładem mogą być Indie, od których początkowo odbiło się OPPO czy rzeczone Xiaomi. Wówczas okazało się, że Chiny stoją nie tylko mocą produkcyjną i łańcuchem dostaw - tęgie głowy mają również w zakresie marketingu i projektu. Każde niepowodzenie było skrupulatnie analizowane, a w efekcie możliwy był powrót - wyposażony w zupełnie inną strategię.

Stąd też zaczęły pojawiać się wyspecjalizowane urządzenia. Indie pokochały chińskie smartfony do selfie, które idealnie wpasowywały się w trend robienia sobie zdjęć w tym kraju. W tym samym kraju Xiaomi zdobyło serca klientów, oferując np. specjalne ładowarki, które przystosowane były do problemów z prądem - a te w Indiach występują regularnie z uwagi na klimat. 

Zdolni do przetrwania w każdych warunkach

Dziś coraz częściej słyszymy o świetnej sprzedaży chińskich telefonów na rynkach w Europie i nie tylko. OnePlus słynie z bardzo dobrego stosunku ceny do jakości, Xiaomi niektórymi flagowcami zachwyca świat, a problem w technologicznym wyścigu ma w zasadzie tylko Huawei z uwagi na wykluczenie go z dostępu do usług Google. Jeden przypadek tego rodzaju nie zasłobi obrazu chińskiego sprzętu takiego, jakim jest.

W rozwoju telekomunikacyjnych technologii Chiny od samego początku cechowała sumienność w wypełnianiu swojego planu, a także nieustanny rozwój. Nie bez znaczenia były również opisane zdolności adaptacyjne. Dziś nie sposób odróżnić obecności Chin na rynku polskim od Apple czy Samsunga. Firmy te zdają się bardzo dobrze rozumieć potrzeby klientów. Nie zawsze celują w drogie flagowce - częściej próbują zainteresować pewnymi parametrami. Dajmy na to GT Neo 5 - najszybciej ładujący się smartfon na świecie.

Bariera nie do przeskoczenia - nawet dla Chin

Mimo całego pasma sukcesów jest pewna przeszkoda stojąca na drodze chińskiej dominacji telefonicznej na świecie. Chodzi o obawy dotyczące prywatności i przetwarzania danych użytkowników. Niektórzy z nas pewnie żartują, że oto po drugiej stronie telefonu z Chin siedzi oficer, który bacznie śledzi nasze ruchy w sieci. To dowcip, ale nie do końca fałszywy.

Nie bez powodu Huawei nie może sprzedawać swojego sprzętu w USA, a Google zablokowało świadczenie swoich usług na urządzeniach tej firmy. Podobne obawy wyrażano wobec innych producentów, jednak jak do tej pory nie znaleziono konkretnych dowodów, które wykluczyłyby je z handlu na danym rynku - np. w Europie. Mamy jednak w głowie to, co dzieje się np. w kontekście TikToka i technologii szpiegowskich z Chin. To poważny problem, którego nie ma ani Samsung, ani Apple.

Polecamy na Antyweb | Aktualizacja do Android TV sprawi, że z telewizora... zadzwonisz do znajomych

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | telefony | Xiaomi | Oppo | Redmi | OnePlus | Huawei
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy