O chłopcu, który obnażył chińskiego króla

Gdyby Han Han był chłopcem, który w baśni Andersena zwrócił uwagę na nagość króla, z pewnością nie powiedziałby tego dosłownie. Pochwaliłby raczej warsztat krawców i umiejętne oddanie ulotnego piękna materii w niewidzialnych szatach. I tak wszyscy wiedzieliby, o co chodzi. O chińskim Ezopie, który w wysublimowany sposób obnaża władze i sprawia, że stają się bezradne wobec własnej nagości, pisze Perry Link na łamach "The New York Times".

Publiczne odzieranie z szat i głoszenie tez, że rząd, który nazywa siebie "Chińską Republiką Ludową", w rzeczywistości nie ma nic wspólnego z pojęciem "ludu", jeszcze do niedawna graniczyło z cudem. Żadne medium nie odważyłoby się na taki przekaz.

Obecnie, dzięki "przebiegłemu" internetowi, takie informacje wyciekają na zewnątrz i szybko się rozprzestrzeniają. Oczywiście, są częściowo blokowane, ale nie da się ich całkowicie powstrzymać.

Chiński Ezop

We wrześniu 28-letni Han Han, mistrz słowa o niezwykłym wyczuciu ezopowej alegorii i prawdopodobnie najchętniej czytany chiński bloger, napisał:

"Na całym świecie państwo jest jak kobieta, a rząd jak mężczyzna, który chce posiąść kobietę. Niektóre pary są w takich relacjach naprawdę szczęśliwe i czerpią z nich satysfakcję. Inne radzą sobie bez większych problemów. Pozostałe żyją w napiętych stosunkach lub wypełniają swoje życie przemocą. W niektórych przypadkach kobieta może się rozwieść i poślubić kogoś innego, w innych - nie ma takiej możliwości. Ale bez względu na konkretny przypadek: kiedy kochasz kobietę, ta miłość nie powinna przerodzić się w transakcję".

Reklama

Władze Chin bezbronne wobec własnej nagości

Han Han różni się od chińskich dysydentów. Używa przenośnych, dość cierpkich określeń. Posługuje się językiem typowym dla młodych ludzi, bo to oni stanowią trzon jego czytelników. Robi uniki przed wypowiedziami, które zbliżyłyby go do dosadnych wypowiedzi dysydentów.

Różni się od nich także liczbą czytelników. Przeciętny dysydent-intelektualista jest zadowolony, jeśli w jego internetowy esej kliknie 20 tys. osób. Wpisy Han Hana często osiągają ponad milion kliknięć.

Od momentu powstania, w listopadzie 2006 r., blog Han Hana odwiedzono 421 milionów razy. Ta liczna armia czytelników stoi za nim murem. Władze Chin mają na tyle wyobraźni, by przewidzieć rozmiar buntu, który byłby następstwem likwidacji bloga.

18 września, w rocznicę japońskiej inwazji na północno-wschodnie prowincje Chin w 1931 r., Han Han napisał ostry jak brzytwa komentarz, dotyczący protestów przeciwko Japonii, które miały miejsce w Chinach.

8 września chińska łódź rybacka zderzyła się z dwoma japońskimi jednostkami pływającymi japońskiej straży przybrzeżnej u wybrzeży Wysp Diaoyu, które są obiektem sporu terytorialnego między tymi dwoma państwami. Japońscy strażnicy aresztowali chińskiego kapitana. W reakcji na to wydarzenie mieszkańcy wielu chińskich miast wyszli na ulice, żeby bronić swojej narodowej dumy i integralności terytorialnej.

Antyjapońskie protesty w Chinach są na porządku dziennym, a władze - ogólnie rzecz biorąc - witają je z otwartymi rękoma i postrzegają jako sposoby (...) odwracania uwagi od problemów wewnętrznych, takich jak korupcja, nierówne traktowanie obywateli czy degradacja środowiska. Ale takie manifestacje są mieczem obosiecznym - legitymizują protesty jako takie.

Pan, lokaj i pies

Han Han napisał na swoim blogu, nawiązując do protestów:

"W chińskim teatrze są do wyboru trzy role: pana, lokaja i psa. Większość z nas bierze pod uwagę tylko dwie. Które dwie? Ciężko sobie wyobrazić siebie w roli pana, nieprawdaż? Zwykle pan oczekuje od swojego lokaja uległości podszytej tchórzem. Obecnie bardziej przydatna jest jednak sfora psów. Nie ma problemu! Ponieważ w pojęciu psa nie jest ważne, w jaki sposób traktuje go pan, bo wie, że do niego należy pilnowanie domostwa. W głębi duszy nasi przywódcy nie są źli. Oni się tylko czują wykastrowani. Zatem, w ich mniemaniu, powinniśmy czuć się podobnie. Ale czy ktoś kiedykolwiek wybiegł na ulicę, głosząc wszem i wobec nowinę: 'jestem kastratem'? To by tylko pogorszyło sytuację. W chwili, gdy przywódcy są w stanie zachować dobrą twarz, możemy liczyć na wdzięczność z ich strony. Kiedy stracą tę twarz, oczekują od nas, że odbudujemy ich wizerunek".

Han Han adresuje poniższe słowa do rządu:

"Nie mówcie mi, że wy i ja jesteśmy równie przejęci problemami narodowymi. W naszym państwie zwykli ludzie nie posiadają ani jednego cala ziemi. Cała ziemia, jak wiecie, jest wynajmowana od was. Ta kwestia przypomina kłótnię między moim gospodarzem i moim sąsiadem o dachówkę leżącą na ziemi. Wiem, że dachówkę zdmuchnął silny wiatr z dachu gospodarza i wiem także, że gospodarz, który obawia się walki z sąsiadem, nigdy nie ośmieli się, żeby wejść na jego podwórko po dachówkę. Ale co to ma wspólnego ze mną, dzierżawcą? Dlaczego osoba, która nie jest właścicielem ziemi, ma walczyć o czyjeś dobra? Dlaczego dzierżawca bez prawa do ziemi ma walczyć o coś, co należy do gospodarza"?

Zobacz wywiad z Han Hanem w CNN Asia Talk:

Na końcu swoich wpisów Han Han dołącza alegorię i określa wyraźnie, że "protesty przeciwko obcokrajowcom organizowane przez ludzi, którym nie wolno protestować we własnym państwie, są całkowicie pozbawione sensu. Są niczym innym jak tylko zbiorowymi podrygami".

Władze najwyraźniej nie mają odwagi, by zlikwidować bloga Han Hana. Do tej pory kasowano każdy poszczególny jego wpis mniej więcej 50 minut po pojawieniu się na stronie. Te 50 minut wystarczało do przetransportowania myśli chińskiego Ezopa na Twittera. A stamtąd... szły w świat.

Perry Link/The International Herald Tribune

Tłum. Ewelina Karpińska-Morek

Tytuł, wstęp i śródtytuły pochodzą od redakcji.

The New York Times Syndicate
Dowiedz się więcej na temat: protesty | Ziemia | The New York Times
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy