Nauczyciele boją się PC-tów

Komputerów w szkołach jest za mało, wykorzystywane są zazwyczaj na lekcjach informatyki, natomiast nauczyciele innych przedmiotów w większości zupełnie nie potrafią korzystać na lekcjach ze sprzętu - wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli na temat wykorzystania pracowni komputerowych w szkołach. "Tylko jedna trzecia nauczycieli deklaruje, że nie ma obaw związanych z używaniem komputerów. To za mało. Komputery powinny być wykorzystywane nie tylko na informatyce, ale także na lekcjach biologii, historii czy polskiego" - powiedział w czwartek wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli Zbigniew Wesołowski. NIK skontrolowała ministerstwo edukacji, siedem kuratoriów i 33 szkoły publiczne.

Mimo wysiłków ministerstwa oświaty - nawet w szkołach wyposażonych w pracownie komputerowe - większość nauczycieli po prostu boi się komputerów. Być może obawiają się tego, że będący "na bieżąco" uczniowie zapędzą ich w kozi róg. A na to "duma" wielu pedagogów nie pozwoli. Lepiej zatem - ich zdaniem - prowadzić lekcje w sposób tradycyjny. Pracownie komputerowe ma ponad 68 proc. szkół podstawowych, 76 proc. gimnazjów i niecałe 30 proc. szkół ponadgimnazjalnych. "W Polsce na jeden komputer przypada ponad 20 uczniów, w Norwegii czy Wielkiej Brytanii 6. Trudno sprawnie organizować lekcje w takich warunkach" - powiedział na konferencji prasowej w Warszawie wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli Zbigniew Wesołowski.

Reklama

Z raportu NIK wynika, że tylko w 45,5 proc. kontrolowanych szkół pracownie komputerowe były wykorzystane do innych zajęć niż informatyka, lekcje te jednak miały charakter okazjonalny.

NIK zaznaczyła także, że szkoły miały trudności ze sprawnym zorganizowaniem lekcji, ponieważ standardowe pracownie komputerowe, zakupione przez ministerstwo edukacji, wyposażone są tylko w 9 stanowisk.

Raport NIK nie bierze jednak pod uwagę "drugiej strony medalu". To, że szkoła ma kilkanaście komputerów nie oznacza wcale tego, że na komputerach tych, być może poza systemem operacyjnym, jest jakiekolwiek oprogramowanie - w tym edukacyjne. A tego typu oprogramowanie - może poza kursami językowymi - w Polsce jest na fatalnym poziomie. Można zainstalować oprogramowanie zachodnie, ale - po pierwsze wymaga to znajomości języków, po drugie - takie programy są drogie. A nikt nie chce narażać się na policyjne kontrole, nawet w sytuacji gdy policjanci sami korzystają z pirackiego oprogramowania. Nie wzięto także pod uwagę tego, że nauczyciele informatyki to - poza nielicznymi pasjonatami, w większości są przeszkolonymi na krótkich kursach nauczycielami innych przedmiotów, którzy dopiero sami się uczą. A skoro tak jest - nie mogą dobrze nauczyć ani uczniów, ani kolegów nauczycieli. I stąd strach przed "gryzącym komputerem". Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tzw. komputeryzacja szkół kończy się na uroczystym przekazaniu i podłączeniu sprzętu. O oprogramowanie i wiedzę techniczną mają się już dalej martwić zupełnie nieprzygotowani do tego nauczyciele. Czyżby zatem miało dojść do tego, że to nie nauczyciele będą przekazywać wiedzę uczniom, a odwrotnie? Przynajmniej w dziedzinie komputerów. Bo na razie z sieciowych korepetycji skorzystają chyba tylko uczniowie. Ich bojący się pecetów wychowawcy na razie tego (w 2/3) nie opanowali.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nauczyciele | MEN | edukacja | zbigniew | szkoły | lekcje | Oprogramowanie | NIK
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy