Kiedy w podróż zabiorą nas latające taksówki?

Koncept latającej taksówki marki Airbus /materiały prasowe
Reklama

Latające taksówki to zaraz po autonomicznych samochodach najbardziej obiecująca technologia przyszłości. Czy już za kilka lat stanie w korkach stanie się dla mieszkańców dużych miast odległym wspomnieniem?

Każde duże miasto przyzwyczaiło mnie do tego, czego mogę się spodziewać w kwestii transportu. Metropolie dają do wyboru poruszanie się za pomocą samochodu, taksówki, metra, tramwaju czy klasycznego autobusu- oczywiście każde z tych rozwiązań posiada własne wady i zalety.

W ostatnich latach pojawiła się jednak ciekawa perspektywa i jednocześnie pomysł na to, jak w prosty sposób można byłoby zapewnić nam możliwość przemieszczania się po mieście (i nie tylko), praktycznie bez większych ograniczeń. Latające taksówki unoszące się nad wieżowcami oraz centrami miast to idea, której bliżej do rzeczywistości niż konceptu kurzącego się w szufladzie nazbyt ambitnego inżyniera.

Reklama

Czy możliwe do wynajęcia, prywatne i jednocześnie szybkie maszyny napędzane energią elektryczną w przestrzeni powietrznej, to odpowiedź na wzrastające zanieczyszczenia powietrza czy zmiany klimatyczne? A może to po prostu tylko i wyłącznie fanaberia i sposób na zarobek wymyślnych korporacji?

Nowa generacja miejskiego transportu

Dane nie kłamią - w ostatnich latach loty krótkodystansowe stały się prawdziwym hitem wśród różnych grup społecznych. W ten sposób podróżują już nie tylko najbogatsi czy celebryci. Niestety w tej całej sytuacji ukryta jest wada działająca nieprzerwanie za plecami wszystkich: chodzi tu o wpływ lotnictwa na zmiany klimatyczne oraz powiększanie problemu powiązanego z lokalnym zanieczyszczaniem powietrza. Dokładając do tego wszystkiego transport naziemny w postaci samochodów czy autobusów można skutecznie wywołać ból głowy u niejednego ekologa. 

Czy wprowadzenie na rynek latających taksówek do wynajęcia, w zależności od regionu mogłoby więc przełożyć się na obniżenie emisji dwutlenku węgla oraz zwiększenie swobody klientów w poruszaniu się między punktami docelowymi? Jak więc w takim razie zbudować pojazd, który będzie spełniał wszystkie rygorystyczne wymagania i jednocześnie zapewni bezpieczeństwo pasażerom?

Do zbudowania latającej taksówki inżynierowie wykorzystają technologię, która stosowana jest między innymi w bolidach Formuły 1. Konkretniej chodzi tutaj o połączenie lekkich materiałów, których kształt zapewnia odpowiednią aerodynamikę całej konstrukcji. Co ciekawe, sprawdzone pomysły znane z naziemnych torów wyścigowych i szybkich samochodów bez problemu mogą znaleźć zastosowanie także w komercyjnym lotnictwie.

Na horyzoncie pojawiają się jednak trzy kluczowe problemy, z jakimi muszą uporać się wszystkie firmy chcące zabierać pasażerów w powietrze: to między innymi hałas, zasięg lotu oraz moc akumulatora potrzebna do napędzenia całej konstrukcji latającej taksówki. Kłopotem pozostaje także siła silników elektrycznych, która potrzebna jest do wyniesienia statku w powietrze - Airbus sceptycznie zapatruje się na korzystanie tylko i wyłącznie z baterii zamiast z inteligentnej hybrydy działającej w oparciu o akumulator oraz klasyczne paliwo.

Referencyjny model latającej taksówki stworzony przez amerykańskiego Ubera ma posłużyć jako "baza" dla innych marek podczas tworzenia ich własnych statków powietrznych. Latający pojazd Ubera jest w stanie przemieszczać się z prędkością od 240 do 320 kilometrów na godzinę na wysokości od 300 do nieco ponad 600 metrów. W kontekście żywotności baterii, każda z taksówek powinna posiadać odpowiedni zapas mocy, aby móc przelecieć ze wspomnianymi parametrami około 100 kilometrów. Po przekroczeniu tej bariery potrzebne będzie ponowne naładowanie akumulatora - proces odbędzie się zapewne na specjalnych stacjach dokujących zainstalowanych na najwyższych wieżowcach na terenie danego miasta. Wszystko to podczas przerwy między kolejnymi kursami.

Każda z latających taksówek musi także być w stanie startować tak, jak robi to helikopter - bezpośrednio w pionie. O bezpieczny start mają zadbać licencjonowani, profesjonalni piloci. 

Pomysł zakłada, iż po "rozkręceniu się" latających taksówek byłyby one w stanie obsłużyć około 4 tysięcy pasażerów w ciągu jednej godziny - w zależności od zaawansowania floty oraz dostępności lądowisk w poszczególnych częściach miasta.

Plan jest więc całkiem ambitny.

Kto będzie pierwszy?

Obecnie około 70 różnych producentów przygotowuje swoje konstrukcje mające posłużyć za latające taksówki. Pionierem jest Uber, jednak nie jest to największa marka zajmująca się opisywaną technologią. Wśród gigantów zainteresowanych nowym, podniebnym transportem znajduje się także Airbus czy brazylijski Embraer. Inne marki, to między innymi Karem Aircraft, Corgan, Aurora Flight Sciences (spółka należąca do Boeinga) czy Bell Helicopter. Chętnych do podziału taksówkarskiego tortu jest więc wielu, a każda z tychże marek posiada własny pomysł na modyfikacje oraz usprawnienia, które będzie można wprowadzić do miejskich statków powietrznych.

Infrastruktura i współpraca

Budowa statku powietrznego to jedno, a jego obsługa, konserwacja i sam harmonogram lotów to drugie. To kolejny problem, którego świadomi są wszyscy mający chrapkę na rewolucyjny przewóz osób.

Amerykański Uber współpracuje ściśle z NASA. Dlaczego? Tego typu konsultacje oraz burze mózgów mają pozwolić na opracowanie nowych modeli zarządzania przestrzenią powietrzną w obrębie miast oraz ich przedmieść. Amerykańska Agencja Kosmiczna ma więcej niż trochę doświadczenia w tym temacie i jest w stanie dostarczyć Uberowi unikalnego dostępu do danych pozwalających na lepszą analizę ruchu na wspomnianym obszarze. Dzięki temu firma chcąc wprowadzić do miast latające taksówki będzie mogła stworzyć główne oraz alternatywne trasy ruchu oraz płynnie zarządzać zamówieniami czy problemami pojawiającymi się podczas obsługi dużej ilości pasażerów. Nie bez znaczenia jest także bezpieczeństwo pasażerów i pilotów, które całe czas poddawane jest wątpliwości - szczególnie na tak niskiej wysokości przelotowej.

Kolejnym problemem jest fakt, iż każdy z lotów nową generacją taksówek wymagałby dodatkowych, dedykowanych zasobów, które byłyby nie tylko drogie w pierwotnym zakupie, ale także w codziennym utrzymaniu. Do tego dochodzą koszty pracy pilotów czy konserwacji sprzętu, aby zapewnić mu niezawodność i sprawność. Zmiennych, które trzeba brać pod uwagę jest więc cały ogrom.

Przeciętny użytkownik, który zdecyduje się zamówić latającą taksówkę nie będzie jednak wcale się tym przejmował. Jedyne pytanie, które zada on stojąc na ziemi i patrząc w niebo będzie brzmiało: ile to wszystko będzie mnie kosztowało?

Nie tylko dla bogatych

Czy latające taksówki będą w rzeczywistości opłacalne i dostępne dla każdego? Eksperci są podzieleni. Niektórzy z nich podkreślają, iż wykorzystanie energii elektrycznej w ramach napędu statku będzie mogło pozwolić na obniżenie finalnych cen za przelot.

Obecnie koszt obsługi helikoptera na dystansie 1,5 kilometra wynosi mniej więcej 9 dolarów (ok. 35zł). Stosując tylko i wyłącznie energię elektryczną, ten rachunek na tej samej odległości może spaść do 5 dolarów (ok. 20zł) - różnica jest więc znacząca. Uber porównuje wspomniane stawki do swojej usługi Black, w ramach której możemy pojechać luksusowym, lepszej jakości samochodem.

Każda z taksówek będzie w stanie zabrać czterech pasażerów na pokład, przez co koszt jednego przelotu zostanie skutecznie podzielony oraz obniżony. W przyszłości, kiedy latającymi taksówkami będą sterowały autonomiczne systemy nie trzeba będzie wypłacać pilotom pensji, która również jest przecież istotnym czynnikiem biorącym udział w cenie każdego przelotu.

Docelowo Uber i inne marki chcą, aby latanie podniebnymi taksówkami stało się bardziej przystępne niż posiadanie i utrzymywanie własnego samochodu na terenie dużego miasta.

Czy taka wizja jest realna i przede wszystkim osiągalna? Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam niestety jeszcze trochę poczekać.  


Aleksander Piskorz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: uber | Airbus | Boeing | latająca taksówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama