Jak science-fiction przewidziało nam przyszłość

Nikt nie może przewidzieć przyszłości, chociaż wielu próbowało. Nie oznacza to jednak, że wizjonerskie umysły nie potrafią, analizując światowe trendy, stworzyć możliwych do realizacji scenariuszy, które następnie opisują w książkach lub rejestrują na filmach. Na tej podstawie naukowcy, inżynierowie czy architekci oprogramowania, zainspirowani futurystycznymi pomysłami, zaczną je wcielać je w życie.

Od czasów Juliusza Verne'a oraz jego powieści "Z Ziemi na Księżyc" (sfilmowanej jako "Podróż na Księżyc"), dzięki literaturze, filmom i grom science-fiction, czasem niesłusznie postrzeganym jako rozrywka drugiej kategorii, mamy okazję zobaczyć, co może na nas czekać w przyszłości. Co z tego się spełniło, a co okazało się jedynie marzeniem?

Wizja internetu

"To jest cyberprzestrzeń. Konsensualna halucynacja, doświadczana każdego dnia przez miliardy uprawnionych użytkowników we wszystkich krajach. Graficzne odwzorowanie danych pobieranych z banków wszystkich komputerów świata. Niewyobrażalna złożoność?" - tak w 1984 roku William Gibson w swojej wizjonerskiej powieści "Neuromancer" opisywał środowisko, które dzisiaj bez wątpienia można porównać do globalnej sieci.

Reklama

Gibson uznawany jest za ojca nurtu w literaturze o nazwie "cyberpunk". To właśnie on opisał internet jako medium, po którym się surfuje, szukając różnego rodzaju informacji. Wg Gibsona władcami sieci są "dżokeje" - dzisiaj moglibyśmy nazwać ich hakerami - którzy surfują po sieci, włamując się do baz danych i zdobywając strzeżone informacje.

"Neuromancer" nigdy nie został sfilmowany, ale na srebrny ekran trafiła hollywoodzka wersja krótkiego opowiadania Gibsona "Johnny Mnemonic". Autor opisuje, jak do przemycania cyfrowych informacji wykorzystuje się kurierów z wszczepami pamięci. W oryginalnym opowiadaniu tytułowy Johnny miał wszczep o pojemności... kilku kilobajtów, w filmie z 1995 roku mógł już przemycać "kilkaset megabajtów" danych.

Świat przyszłości oczami kina science-fiction:

Obecnie, kiedy mamy w telefonach 8-gigabajtowe karty microSD oraz dyski przenośne z terabajtem danych, pomysły autorów s-f sprzed lat wydają się nam zabawne. Paradoksalnie, ale to właśnie komputeryzacja i internet, dostrzeżone niegdyś przez fantastów, nigdy w dziełach literackich i filmowych nie przybrały do końca takiej postaci, w jakiej znamy je współcześńie.

Zobaczmy na przykład wizję internetu z filmu "Johnny Mnemonic". Niby mamy wirutalny interfejs, ale nadal łączymy się z siecią przez... telefoniczny modem.

Internet według filmu z 1995 roku:

Gibson nie był pierwszym pisarzem, który w swoich powieściach umieścił globalną sieć. W 1955 roku, kiedy informatyzacja była sama w sobie bardziej fantastyką niż nauką, genialny pisarz Stanisław Lem w "Obłoku Magellana" stworzył wizję świata, w którym każdy ma dostęp do swoistego rodzaju ogromnej bazy danych, zawierających wszystkie najważniejsze informacje.

W świecie opisanym przez Lema każdy obywatel - poprzez coś na kształt telewizora - miał dostęp do zgromadzonych tam danych i mógł je dowolnie ściągać. Trudno o większe wizjonerstwo! Chodzi nie tylko fakt przewidzenia powstania internetu, ale także całego "cloud computingu", czyli "chmury obliczeniowej", która zakłada umieszczenie wszystkich danych w globalnej sieci.

"Obłok Magellana" doczekał się ekranizacji, ale niestety, nie dość, że nieoficjalnej, to jeszcze skupiającej się bardziej na samym aspekcie kosmicznych podroży. Czechosłowacki film "Ikar XB1", bo o nim tu mowa, trafił do kin w 1963 roku.

Lem w wersji czechosłowackiej - "Ikar XB1":

Wizja komputerów

Pomimo tego, że "Ikar XB1" nie zapisał się jakoś specjalnie w annałach światowego kina, na ekranach znalazł się na pięć lat przed kultową "Odyseją kosmiczną 2001" - filmem Stanleya Kubricka na kanwie powieści Arthura C. Clarke'a. Nie było to pierwsze dzieło traktujące o komputerze, który buntuje się przeciwko swoim twórcom, ale nigdy wcześniej tak dobrze nie pokazano, jak bardzo człowiek jest zdany na łaskę i niełaskę maszyny.

Pod koniec lat 60. komputery kojarzyły się niemal wyłącznie z wielkimi maszynami liczącymi przeznaczonymi dla grupki wybranych naukowców. Z czasem jednak miało to ulec zmianie.

Hal 9000 kontra człowiek:

W latach 80. komputery stały się prawdziwie osobiste, a zamiast wielkich szaf otrzymaliśmy urządzenia, które można było umieścić na biurku. Do telewizora podpinaliśmy konsole do gier. W firmach zaczęto używać komputerów do pracy, a w barach i dyskotekach pojawiły się automaty.

Z czasem wizje Lema i Clarke'a stały się rzeczywistością, a komputery powoli zaczęły wpływać na nasze codzienne życie. Manifestacją obaw przed taką ingerencją stały się nie tylko powieści Gibsona, ale także film "Tron". W dość naiwny sposób pokazywał on to, "co dzieje się w komputerze", jednak trzeba go uznać za pionierską próbę zmierzenia się z ewoluującym światem, jakim stały komputery.

Zwiastun filmu "Tron" - tak w 1982 r. wyobrażano sobie komputery od środka:

"Tron" był także pierwszym filmem w historii kina, który korzystał w tak zaawansowany sposób z efektów komputerowych generowanych przez... komputery. Z tego powodu Akademia Filmowa nie nominowała "Tronu" do Oscara, argumentując, że twórcy "oszukiwali", bo używali komputerów.

Kilka lat później można było traktować takie uzasadnienie jedynie w formie żartu.

Z czasem w kinie zaczęto prezentować coraz to mniejsze komputery, potrafiące "niemal wszystko". Dzisiaj, w dobie tabletów, netbooków oraz zaawansowanych smartfonów, które można podłączyć do monitora lub telewizora, wyraźnie widzimy, że technologia dogoniła fantastykę naukową.

Komunikacja i interfejsy

Twórcy smartfonów nie ukrywają, że wielką inspiracją był dla nich serial "Star Trek" i doskonale rozpoznawany Komunikator oraz Tricoder - protoplaści zaawansowanych telefonów. Trzymane w dłoni urządzenie umożliwiało komunikację, przesyłanie informacji, sprawdzenie własnej lokalizacji oraz analizowanie, po wprowadzeniu, stosownych danych.

Ojcowie "Star Treka", tak lubianego przez wynalazców, naukowców i inżynierów, przewidzieli także wprowadzenie na rynek minikomputerów, tabletów czy rozmów wideo.

Komunikacja przy pomocy wideo nie była zresztą pomysłem ze "Star Treka" - przewidziano ją w wielu książkach i filmach. Nigdy natomiast nie doczekaliśmy się holografów, znanych chociażby z "Gwiezdnych wojen". Prowadzenie konwersacji z rozmówcą, którego holograficzna projekcja znajduje się w tym samym pomieszczeniu co my, nadal pozostaje w sferze fantastyki. Teoretycznie.

Jak serial "Star Trek" wpłynął na technologie:

Według inżynierów z firmy IBM, do 5 lat możemy liczyć na powstanie takiego rozwiązania. Wraz ze wzrostem stopnia zaawansowania i miniaturyzacji interfejsów 3D i kamer holograficznych w telefonach komórkowych, zyskamy możliwość całkowicie nowego rodzaju interakcji na poziomie zdjęć, przeglądania internetu, studiowania, pracy i utrzymywania kontaktów towarzyskich z przyjaciółmi.

Naukowcy szukają sposobów przekształcenia wideoczatów w projekcje holograficzne lub w "teleobecność 3D". Technologia ta wykorzystuje wiązki światła, jakimi promieniują obiekty, i rekonstruuje je w formie zdjęcia lub przedmiotu na wzór techniki wykorzystywanej przez ludzkie oko do wizualizacji otoczenia.

Holograficzna transmisja CNN:

Virtual Reality według filmu "Kosiarz umysłów":

Drugim niespełnionym marzeniem fantastów pozostaje wirtualna rzeczywistość (VR - Virtual Reality), postrzegana jako używanie wirtualnego hełmu i "wchodzenie" do innego świata. Chociaż jest to wizja nad wyraz filmowa i wielokrotnie wykorzystywana w kinematografii, światy VR zatrzymały się tak naprawdę na wizjach rodem z lat 90. i nieudanego filmu "Kosiarz umysłów".

O nietrafione pomysły z pewnością nie można oskarżyć Stevena Spielberga, który w 2002 roku sfilmował krótkie opowiadanie jednego z największych pisarzy science-fiction w historii literatury (jeśli nie największego) - Philipa K. Dicka.

"Raport mniejszości" okazał się jednym z najbardziej "realistycznych" filmów w historii kina nie tylko dzięki treści opowiadania. Spielberg zaprosił do współpracy 15 futurologów i ekspertów od nowych technologii, prosząc ich o przygotowanie listy innowacji i rozwiązań, jakie mogą stać się standardem w roku 2052. Jak się okazało, część z tych pomysłów weszła w życie już kilka lat po premierze filmu.

Dzisiaj możemy robić coś takiego w domu - dzięki Kinect:

Najbardziej pamiętnym elementem "Raportu mniejszości" jest bez wątpienia interfejs wielodotykowy, z którego korzystał Tom Cruise prowadząc śledztwo. Dokładnie te same rozwiązania wprowadzono w ekranach wielodotykowych montowanych w iPhone'ach i innych smartfonach, a także w tabletach. Sterowanie przy pomocy gestów przywodzi też na myśl konsole Nintendo Wii, a przede wszystkim sensor ruchu Microsoft Kinect.

Ten ostatni zadebiutował pod koniec zeszłego roku, stając się najlepiej sprzedawanym gadżetem elektroniki konsumenckiej na świecie.

W "Raporcie mniejszości" pojawiły się także inne technologie, takie jak elektroniczny papier i czytniki siatkówek. Papier w postaci e-booków zdobywa powoli rynek.

Wizje robotów

Philipa K. Dick jest także jednym z głównych uczestników nieustannie trwającej dyskusji o pierwiastku ludzkim ukrytym w każdej maszynie. Wizja robotów pomagających człowiekowi towarzyszy kinematografii oraz literaturze od czasów legendy o Golemie. W opowiadaniu "Zabawa w berka" amerykański pisarz rosyjskiego pochodzenia, Isaac Asimov, sformułował wykorzystywane dzisiaj trzy prawa robotyki:

1. Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić do tego, aby człowiek doznał krzywdy.

2. Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z pierwszym prawem.

3. Robot musi chronić sam siebie, jeśli tylko nie stoi to w sprzeczności z pierwszym lub drugim prawem.

W świadomości człowieka roboty symbolizują przyszłość, a także zaprzeczenie człowieczeństwa. Są do tego stopnia zakorzenione w naszej kulturze, że chociaż z jednej strony praktycznie nikt nie ma z nimi kontaktu, to są nieustannie obecne w kulturze popularnej. O tym, czy roboty mogą zająć miejsce człowieka, a także o tym, jakie są ich dobre strony, piszemy w naszym specjalnym raporcie "Człowiek kontra robot"

Tak wygląda współczesny android - trudno w to uwierzyć!

Wizje wojny

W historii ludzkości technologia była zawsze uzależniona od militarnych zapędów człowieka. Począwszy od pierwszej włóczni, a skończywszy na bezzałogowych samolotach bojowych - każda wojna przynosiła realny postęp technologiczny. Nic więc dziwnego, że w tym przypadku fantastyka naukowa często nie dotrzymuje kroku rzeczywistości, która daje popkulturze fantastyczny materiał do tworzenie fikcji. Nie mogło się zatem obyć bez wojskowych superkomputerów, które zdobywają własną świadomość.

Film "Gry Wojenne" i wizja Zimnej Cyberwojny:

Ponieważ budżety na badania wojskowe liczone są w miliardach, zapowiedzi nowych maszyn wojskowych bywają niekiedy bardziej fantazyjne niż pomysły znane z książek lub gier.

Na przykład brytyjska firma BAE Systems opracowuje już połączenie czujników i e-inku, aby przygotować kamuflaż dla czołgów. System działa w dość prosty sposób: rejestruje obraz z otoczenia i wyświetla go na czołgu.

Natomiast US Army zamówiła dwa prototypowe modele Human Electro-Muscular Incapacitation - broni, dzięki której można będzie uziemić przeciwnika przy pomocy prądu wyrzucanego z granatnika.

Tak naprawdę jedynym wynalazkiem znanym z fantastyki, który nie trafił do armii, jest broń laserowa. W obecnym stadium prac nie ma mowy o stworzeniu kompaktowego uzbrojenia, wykorzystującego laser do rażenia przeciwnika. Nie oznacza to jednak, że takie uzbrojenie nie istnieje. Nie ma ono jednak zbyt wiele wspólnego z czerwonymi promieniami, które rażą przeciwnika.

Lasery mniejszej mocy stosowane są do niszczenia układów optycznych pojazdów. Prowadzone są też prace nad laserami mogącymi krótkotrwale oślepiać żołnierzy. Natomiast wiązkę laserową wykorzystuje się do naprowadzania rakiet i pocisków, a także jako laserowy wskaźnik celu montowany na uzbrojeniu.

Atak mechów na Nowy Jork - gra "Front Mission Evolved":

Wizje życia codziennego i podróże

Fantastyka naukowa, wprowadzając nas w swój świat, często zapomina o opisaniu najprostszych z możliwych czynności i funkcji życiowych. Są oczywiście wyjątki. W powieści "Limes inferior" Janusza Zajdla wszyscy obywatele posiadają tzw. klucz, który pełni funkcję dowodu osobistego, karty kredytowej, zegarka i minikomputera. Skojarzenia ze smartfonem są bardziej niż oczywiste.

Zajdel oprócz smartfona przewidział także bezgotówkowe transakcje przy pomocy jednego dotknięcia czytnika - jest to rozwiązanie, które wchodzi tak naprawdę w życie dopiero obecnie, powoli zastępując karty magnetyczne.

Odwiecznym marzeniem każdej osoby prowadzącej dom było urządzenie, które samo sprząta, gotuje, pierze i tak dalej. Nie do końca jeszcze możemy powiedzieć, że doczekaliśmy się takich wynalazków, ale jak na razie mamy do dyspozycji Rumbę oraz jej podobne, czyli odkurzacze-roboty, które potrafią samoczynnie sprzątać mieszkania. Okien już jednak nie umyją...

Paradoksalnie, ludzkość doznała całkowitej porażki w najbardziej klasycznym aspekcie s-f, czyli w podróżach. Nie potrafimy podróżować z prędkością światła, nie dotarliśmy dalej niż na Księżyc, ba, nie doczekaliśmy się latających samochodów z "Powrotu do przyszłości II" (chociaż nie do końca, warto bowiem rzucić okiem na Terrafluga), czyli nie ma realnego sposobu na konfrontacje wizji pisarzy z rzeczywistymi podróżami w przestrzeń kosmiczną.

Może zatem doczekamy się ("Star Trek") możliwości teleportacji z miejsca na miejsce? Na razie udało się przeprowadzić pierwszą teleportację kwantową na odległość 16 km. Nie chodzi tu jednak o przenoszenie z miejsca na miejsce materii, a jedynie o przekazywanie informacji.

Cyberseks przyszłości

Sfera obyczajowa w naturalny sposób pobudza wyobraźnię człowieka, nic więc dziwnego, że fantaści, no cóż, musieli puścić wodze fantazji i w tej dziedzinie. Pierwszym skojarzeniem była oczywiście wizja rodem z greckiej mitologii: historia o królu Pigmalionie, który zakochał się w pięknym posągu.

Czy warto byłoby zatem "stworzyć" perfekcyjną kobietę - niczym postać Pris z filmu "Łowca androidów" - takiego modelu rozrywkowego, powstałego jedynie z myślą o pełnieniu funkcji prostytutki? Takiego zadania podjął się w 2008 roku Le Trung, tworząc Aiko - cyberkobietę o smukłej figurę dwudziestoparoletniej dziewczyny i bujnych włosach. Kosztowało go to ponad 60 tys. zł, ale co z tego, jeśli ani Aiko, ani jej podobne twory nie "sprzedały się", a co za tym idzie, nie trafiły do salonów, kuchni czy sypialni.

Drugim, często przewijającym się w filmach i powieściach elementem jest cyberseks. Częściowo rzeczywiście przeniósł się on ze stronic powieści do świata rzeczywistego. Stało się tak za sprawą komunikatorów wideo i odległości dzielących wielu zakochanych.

Z drugiej jednak strony, nigdy nie doczekaliśmy się wypełnienia jakże obiecującego aspektu wirtualnej rzeczywistości, jaką byłaby możliwość miłosnych uniesień w dowolnym momencie, kombinacji i otoczeniu. Ale jeśli wyglądałoby to tak, jak w filmie "Kosiarz umysłów", chyba podziękowalibyśmy...

Scena cyberseksu w "Kosiarzu umysłów":

But ludzkości

W filmie "Matrix" Neo mógł w ułamku sekundy poznać kung-fu, w "Star Treku IV" dzięki jednej tabletce odrosła wątroba, a w "Pamięci absolutnej" można było nosić zupełnie inną twarz... Ludzie chcieliby, aby technologia mogła zmienić w kilka sekund ich życie. Z jednej strony, nie jest to możliwe, z drugiej jednak - dostęp do informacji dzięki telefonowi w kieszeni zrewolucjonizował sposób, w jaki postrzegamy świat.

To oczywiście dla człowieka za mało, dlatego medycyna i informatyka pracują dzień i noc nad nowymi sposobami modyfikacji naszego ciała - tej ostatecznej i niezbadanej granicy, którą badali wielcy ludzie tego świata, tacy jak na przykład Leonardo da Vinci.

Nanomaszyny oraz wszczepy modyfikujące nasz fizyczny i psychiczny wymiar nadal pozostają w sferze fantastyki, nie tylko ze względu na ograniczenia technologiczne, ale także etyczne. Ten ostatni aspekt porusza gra "Deus Ex: Bunt ludzkości", która w sierpniu pojawi się na rynku.

Przyszłość, gdzie trwa wojna domowa o modyfikacje:

"Widziałem rzeczy, o których wam, ludziom, nawet się nie śniło. Płonące okręty szturmowe w okolicach pasa Oriona. Widziałem promienie świetlne lśniące w ciemnościach w pobliżu Wrót Tannchausera. Wszystkie te chwile znikną w czasie, jak łzy w deszczu. Czas umierać..." - tym pamiętnym monologiem Roy Batty, android grany przez Rutgera Hauera, w filmie "Łowca androidów" żegna się ze światem.

Kino fantastyczno-naukowe inspirowało i będzie inspirować twórców przyszłych i obecnych technologii, a nas - ich użytkowników - przygotowywać na nadchodzące zmiany.

Czy człowiek zamienia się w androida?:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kinect | science fiction | Łowca androidów | Lem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy