Jak działają etyczni hakerzy, czyli testy QA i cyberbezpieczeństwa

Nieprzetestowane oprogramowanie może okazać się nie tylko niewiele warte, ale przede wszystkim niebezpieczne. dlatego firmy informatyczne często korzystają w ramach Software Quality Assurance i Cyber Security z pomocy zewnętrznych firm. Na czym polega taka współpraca.

Z wielu powodów programiści nie zawsze są w stanie zagwarantować odpowiedni poziom bezpieczeństwa kodu, który sami tworzą i w który niemal zawsze wkradają się jakieś błędy, luki, przez które kompetentny haker może uzyskać kontrolę nad systemem i dostęp do pilnie strzeżonych informacji. Tutaj do gry włączają się eksperci od zabezpieczeń, etyczni hakerzy z takich firma jak TestArmy Group.

Na co dzień wykrywają oni niebezpieczne niedoróbki w kodzie i doradzają, jak je naprawić w taki sposób, aby wyeliminować zagrożenie - a bywa ono na tyle poważne, że jeden skutecznie przeprowadzony atak może nawet wyeliminować firmę z rynku. Ataki nie ograniczają się tylko do typowej kradzieży pieniędzy z kont firm, a wręcz przeciwnie, są o wiele bardziej wyrafinowane i urozmaicone. Do najczęstszych modus operandi zalicza się szpiegostwo przemysłowe, ataki ransomware, szantaż, niszczenie reputacji i sparaliżowanie pracy firmy czy wykorzystanie mocy obliczeniowej zaatakowanych komputerów do kopania kryptowalut. Nie dość, że zagrożeń jest wiele, to są one bardzo powszechne - szacuje się, że rocznie nawet 80 proc. polskich przedsiębiorstw pada ofiarą cyberataku, często nawet o tym nie wiedząc, dopóki nie jest już za późno na reakcję (między innymi o tym, jak w takiej sytuacji zareagować, aby zminimalizować straty, uczą eksperci TestArmy Group na prowadzonych przez siebie szkoleniach).

Reklama

Poza specjalizacją security, bardzo wielu pracowników TestArmy Group zajmuje się usprawnianiem oprogramowania pod kątem funkcjonalności i stabilności. Czy aplikacja działa tak samo na każdym urządzeniu i systemie? Liczba możliwych kombinacji jest ogromna, więc laboratorium firmy zajmującej się testami funkcjonalnymi powinno być wyposażone w górę sprzętu każdej możliwej klasy. Stabilność i szybkość ocenia się podczas testów wydajnościowych, w kontrolowanych warunkach doprowadzając do przeciążenia systemu, tak aby określić jego rzeczywiste zdolności przerobowe i wskazać wąskie gardła oraz mierząc czas odpowiedzi systemu na zapytania. Badania przeprowadzone przez Amazon wykazują, że nawet kilkuprocentowe spowolnienia powodują zauważalny spadek konwersji w sklepach internetowych, więc gra jest warta świeczki.

Sprawdza się nie tylko gotowe aplikacje i serwisy, ale także ściśle współpracuje z rozmaitymi klientami już na etapie projektowania. W TestArmy Group dział User Experience prowadzi badania, wywiady i warsztaty z użytkownikami, a na podstawie analizy ich zachowań i uwag pomaga tworzyć takie serwisy, które spełniają oczekiwania klientów). 

Do tego dochodzi jeszcze crowdtesting, czyli testy w tłumie. Firma je wykonująca dysponuje bazą testerów rozproszonych po całym świecie (w przypadku TestArmy Group ich liczba przekracza 7 tys.), dzięki czemu jest w stanie zlecić pracę osobie odpowiadającej profilowi demograficznemu docelowego użytkownika badanej aplikacji/serwisu w bardzo dużym stopniu. Nie jest problemem spełnianie bardzo precyzyjnych zachcianek klienta, przydzielając do projektu testera w odpowiednim wieku, mieszkającego w odpowiedniej okolicy, a nawet posiadającego telefon odpowiedniej marki. Bez eksperckiej wiedzy i zaplecza technicznego, nie dałoby się przeprowadzić tego typu testów lub byłoby to niesamowicie żmudne i kosztowne. Z usług specjalistów korzystają zatem wielkie korporacje oraz niewielkie firmy. Dla nich wypuszczenie na rynek w 100 proc. gotowego i funkcjonalnego produktu oznacza być albo nie być i po prostu nie stać ich na ryzyko.

Kto wpadł na pomysł stworzenia tej armii? 

Za pomysłem stworzenia TestArmy Group stoją Damian Szczurek, Wojciech Mróz i Marcin Łuczyn - wrocławianie, specjaliści od testowania oprogramowania z doświadczeniami w venture capital i private equity. Spółkę założyli w 2015 roku, rozwijając biznes z własnych środków, a następnie dzięki dwu milionowemu kapitałowi pozyskanemu od inwestorów - Tomasza Szpikowskiego, współtwórcy Work Service’u oraz Krzysztofa Czuby, który zarządzał inwestycjami w TFI, a teraz wspólnie z Tomaszem Szpikowskim i Bartłomiejem Sobolewskim, wieloletnim prezesem zarządu Navi Group, tworzy Prime Fund - prywatny fundusz inwestujący w firmy B2B. - Dokapitalizowaliśmy TestArmy Group ze względu na kombinację ponadprzeciętnego zespołu, a takie nie zdarzają się codziennie, szybko rosnący rynek software QA oraz doskonałą pozycję spółki w dopiero tworzącym się na szerszą skalę sektorze cyberbezpieczeństwa - tłumaczy decyzję Krzysztof Czuba, prezes Prime Fund.

Dziś TestArmy Group zajmuje się usługami Software Quality Assurance i Cyber Security, czyli upraszczając - testowaniem oprogramowania pod względem funkcjonalnym i bezpieczeństwa.

Obecnie TestArmy Group zatrudnia 70 osób w biurze we Wrocławiu, choć w ciągu najbliższych 2 lat zespół ma powiększyć się do 150-ciu pracowników. Jak sami określają, jest to sztab generalny. W terenie współpracują z armią ponad 7 tys. crowd testerów z Polski i z zagranicy, którzy badają oprogramowanie na swoich lokalnych rynkach. Jeżeli ambitne plany zrealizują się, w 2020 roku armia testerów będzie liczyć nie bagatela 20 tys. osób!

30 proc. przychodów spółki pochodzi z zagranicy. Z końcem 2018 roku wpływy te sięgną 40 proc., a w 2019 roku - 50 proc. Co ciekawe, ich źródłem nie będzie Dolina Krzemowa czy Londyn. TestArmy Group, w przeciwieństwie do większości firm IT, stawia na północ Europy, szczególnie Norwegię, Szwecję, Danię i Finlandię, bo to tam jest bardzo duże zaufanie do polskich specjalistów. W czerwcu 2018 roku TestArmy Group planuje debiut na giełdzie NewConnect. 

Obok testów oprogramowania pod kątem użyteczności i wydajności, kluczowa jest kwestia cyberbezpieczeństwa. - Świadomość w obszarze zabezpieczeń przed atakami cyberprzestępców jest jeszcze bardzo niska. W 2017 roku zrealizowaliśmy ponad 60 audytów bezpieczeństwa - dla największych firm w Polsce, kilku ministerstw, branży energetycznej i spółek technologicznych. Nie zdarzyło nam się trafić na system, który nie miałby żadnych luk i podatności na ataki. Sytuacja może pogarszać się, bo mamy do czynienia z deficytem programistów w Polsce i na świecie, problemem z dostępnością doświadczonych developerów oraz wielką presją na szybkie powstawanie nowych aplikacji - podsumowuje Marcin Łuczyn, założyciel TestArmy Group.

INTERIA.PL/informacje prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy