Dane są zatrważające: tylko w latach 1994-1997 wyeksportowano do Polski z terenu Stanów Zjednoczonych aż 448 tysięcy żółwi. Mniej niż 0,1 procenta wydostała się na wolność. To wystarczyło, by doprowadzić do katastrofy.
Nieduży żółw wygrzewa się na wystających z wody roślinach. Mruży oczy i łapie promienie słońca. Jest piękny, ma nieco oliwkowy karapaks skorupy, z niedużymi ząbkami po bokach i paskach między płytami. Z tyłu głowy, za oczami widać czerwone plamy. Scena wydaje się piękna i sielankowa, a zwierzę - bardzo ładne. W tym rzecz.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że takie częste w Polsce obserwacje dotyczą jednego z najgroźniejszych zwierząt, jakie dokonały inwazji na naszą przyrodę. Warto o tym pamiętać, bowiem konsekwencje ludzkich zachowań sprzed ponad 20 lat dzisiaj zbierają spore żniwo.
Ten piękny gad na wystających z wody roślinach to żółw ozdobny - zwierzę niezwykle poszukiwane w hodowlach właśnie z uwagi na jego urodę. Wszystkie podgatunki tych żółwi zachwycają barwami i plamami na karapaksie i głowie, po czym łatwo je rozpoznać. Przepiękny deseń szyi, łap i skorupy sprawia, że nie można się na nie napatrzeć. Stanowią przepiękną bombę z opóźnionym zapłonem. Gdy zachwyt minie, zaczyna się koszmar.
Żółw żółtobrzuchy, zwany też żółwiem żółtouchym (bo i tu, i tu ma żółte barwy) jest mieszkańcem śródlądowych wód USA, od Wirginii przez Karolinę, Alabamę, Luizjanę po Teksas. Drugi podgatunek tego gada to żółw żółtolicy, o charakterystycznej żółtej plamie na głowie. On występuje w stanie naturalnym na dużych obszarach Ameryki, od stanu Tennessee w USA aż po Wenezuelę i północną Brazylię. Opisany na wstępie przybysz to żółw czerwonouchy, zwany też czerwonolicym, gdyż jego plamy na ciele mają właśnie taką barwę. To gad z USA i Meksyku.
Teoretycznie wszystkie żyją w Ameryce, w praktyce - niemal na całym świecie. Skolonizowały już niemal całą Europę, południową Afrykę, południową i wschodnią Azję z Japonią, Australię, Hawaje i wiele wysp Pacyfiku. W Polsce pojawiły się latach 90.