Już za kilka dni na całego rozpoczniemy w Polsce sezon grzewczy, a więc i sezon smogowy. Powietrze wypełnią znajome szaro-brązowe chmury kwaśnego dymu, a wskaźniki zanieczyszczeń znów zaczną wariować, podając wskazania wysoko ponad dopuszczalnymi normami. Jednak w tym roku będzie inaczej, bo problem smogu prawdopodobnie stanie się jedynie tłem do szalejącej epidemii koronawirusa. Tłem, które może sprawić, że SARS-nCoV-2 będzie jeszcze bardziej zabójczy.
W kwietniu 2020 grupa naukowców z Uniwersytetu Harvarda i jego oddziału Harvard T.H. Chan School of Public Health opublikowała wyniki badań, według których zanieczyszczenie powietrza wzmaga umieralność chorych na COVID-19. Zgodnie z obliczeniami, osoby narażone na wdychanie wyższych stężeń pyłu zawieszonego PM 2,5 umierały częściej z powodu infekcji wywołanej koronawirusem. Wzrost poziomu zanieczyszczeń o zaledwie jeden mikrogram (czyli jedną milionową grama) na metr sześcienny, wiązał się ze wzrostem umieralności aż o 8 proc.
Wyniki obiegły świat, a część obserwatorów stwierdziła, że wdychanie zanieczyszczeń rzeczywiście osłabia ogólną kondycję organizmu, powoduje szereg schorzeń płuc oraz nasila ich objawy. Można więc przyjąć, że tam, gdzie smog występuje częściej, a jego stężenie jest wyższe, więcej ludzi umiera na COVID-19.
Naukowcy, w przeciwieństwie do większości osób wypowiadających się na temat pandemii, nie wydają jednak wyroków "na chłopski rozum". Prawdopodobieństwo nie oznacza bowiem, że badania takie są wiarygodne z naukowego punktu widzenia.
Wiedzieli o tym sami badacze z Harvardu , którzy powtórzyli projekt w podobnym składzie. Po raz kolejny szefem projektu został Xiao Wu, wielokrotnie nagradzany młody badacz specjalizujący się w biostatystyce. Dane z powtórzonego badania opublikowano we wrześniu. Co prawda potwierdziły pierwotne założenia, ale nie przekonały świata nauki.
- Analizy związku umieralności na COVID-19 z zanieczyszczeniami powietrza prowadzone są w wielu krajach - wyjaśnia prof. Michał Krzyżanowski, epidemiolog, były kierownik Europejskiego Centrum Środowiska i Zdrowia WHO w Bonn, obecnie współpracujący z Imperial College London. - Publikacje, w przeważającej większości w formie wstępnych, nierecenzowanych raportów, pochodzą z Chin, Włoch, USA, Francji, Iranu, Hiszpanii, Niemiec, Holandii i Wielkiej Brytanii. W wielu z nich znaleziono korelację między długo- lub krótkookresowymi poziomami zanieczyszczeń i zgonami z powodu COVID-19.
- Jednak niektóre z nich znalazły związek występowania COVID-19 z innymi niż PM2.5 wskaźniki zanieczyszczenia powietrza (a nie z PM2.5) - dodaje Krzyżanowski - W tych, gdzie związek z PM2.5 jest wykrywany, jego siła jest znacznie mniejsza niż w raporcie Wu. Niejednoznaczność wyników sprawia, że te opublikowane przez Wu i kolegów musimy traktować z rezerwą. Słaba jakość danych wykorzystywanych w analizach, różny sposób czy niepełna kompletność rejestracji zachorowań i zgonów na COVID-19, dynamiczne stadium epidemii, na którą zasadniczy wpływ mają działania prewencyjne i lecznicze oraz charakterystyka rozprzestrzeniania się choroby w populacji tworzą wyzwanie dla epidemiologów podejmujących analizy.
Pomimo tego, że od pierwszych analiz na ten temat upłynęło już pół roku, wciąż nie ma odpowiedzi, która rozwiałaby wszelkie wątpliwości. Dowiadujemy się także nowych rzeczy o niewidzialnym przeciwniku.
- Warto zwrócić uwagę na wyniki najnowszych badań z Japonii oraz z Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) w USA - opowiada Tomasz Karauda, lekarz z oddziału chorób płuc Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Norberta Barlickiego w Łodzi. - Według nich, wewnątrz zamkniętych pomieszczeń wirus może utrzymywać się w powietrzu nawet kilka godzin. Do teraz skupialiśmy się na ochronie przed jego transmisją drogą kropelkową: podczas kichania, kaszlu czy rozmów. W takim wypadku maski są skuteczną zaporą. Jeśli jednak rzeczywiście wirus potrafi tak długo przetrwać w powietrzu, zasłona twarzy może nas nie ochronić.
Czy można więc odetchnąć z ulgą? Nie. Ani z ulgą, ani nawet odetchnąć. Fakt, że wciąż nie potwierdzono związku pomiędzy natężeniem jednego wskaźnika - PM 2,5 -, a cięższym przebiegiem infekcji wywołanej koronawirusem nie oznacza, że inne związki nie mogą pogarszać skutków epidemii. Według Krzyżanowskiego, zarówno powtórzone badania z Harvardu, jak i inne projekty, przeprowadzone na przykład w Anglii, wskazują chociażby na szkodliwy wpływ zawartego w zanieczyszczeniach tlenku azotu, który obniża szanse chorych na COVID-19 na przeżycie.Jednak i te wyniki muszą być .potwierdzone w dalszych badaniach.
Brak pewności co do wpływu pyłu zawieszonego na zwiększoną umieralność na COVID-19 wynika najpewniej z tego, że naukowcy nie mieli wystarczająco dużo czasu na zbadanie nowego wirusa i czynników wpływających na przebieg wywołanej nim choroby. Jest jednak coś, co możemy stwierdzić z całą pewnością i ponad wszelką wątpliwość. W okresie jesienno-zimowym w Polsce, kiedy stężenie szkodliwych substancji w powietrzu osiąga nieprawdopodobny poziom, dają o sobie znać inne schorzenia układu oddechowego.
Tomasz Karauda uważa, że hipoteza mówiąca o tym, że smog zwiększa znacząco ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19, jest nie tylko zasadna, ale też wielce prawdopodobna. Jak tłumaczy, w przypadku znanych nam od dawna astmy czy POChP, czyli przewlekłej obturacyjnej choroby płuc, stan chorych wyraźnie pogarsza się w okresie grzewczym. Obserwujemy to od lat, a związek pogorszenia się objawów tych schorzeń z zanieczyszczeniem powietrza jest niemal pewny. Smog to także większe ryzyko rozwoju nowotworów płuc.
- Wiele badań pokazuje, że oddychanie zanieczyszczonym powietrzem obniża odporność względem chorób zakaźnych powodowanych przez bakterie i wirusy - potwierdza Jakub Jędrak z Krakowskiego Alarmu Smogowego i Warszawy Bez Smogu. - Przyczynia się również do cięższego ich przebiegu. Tak samo może być w przypadku koronawirusa.
- Jest też wiele przewlekłych schorzeń, które rozwijają się latami, ale mogą zaostrzać się w sezonie grzewczym ze względu na zwiększone stężenia zanieczyszczeń powietrza - kontynuuje Jędrak. - Można więc podejrzewać, że u osób żyjących w szczególnie zanieczyszczonych regionach liczba osób z ciężkim przebiegiem infekcji układu oddechowego, takich jak COVID-19, będzie wyższe.
Specjaliści ostrzegają więc: istnieje ryzyko, że COVID-19 będzie niebezpieczniejszy jesienią i zimą. Polskie miasta zapewne po raz kolejny będą biły rekordy poziomów zanieczyszczeń.