Rosja skończy rok z wynikiem pół miliona... ofiar na froncie w Ukrainie

Jak podaje Insider, powołując się na brytyjskie źródła wywiadowcze, Rosja jest na dobrej drodze do utraty 500 tys. żołnierzy do końca 2024 r. Wszystko przez "sprawdzoną" taktykę... byle więcej.

Jak podaje Insider, powołując się na brytyjskie źródła wywiadowcze, Rosja jest na dobrej drodze do utraty 500 tys. żołnierzy do końca 2024 r. Wszystko przez "sprawdzoną" taktykę... byle więcej.
Było źle, będzie jeszcze gorzej. Eksperci o rosyjskich stratach na froncie /123RF/PICSEL


Kreml: Mięsa armatniego mamy pod dostatkiem

O tym, w jaki sposób Rosja traktuje swoich żołnierzy w Ukrainie, pisaliśmy już tyle razy w ciągu ostatnich blisko dwóch lat wojny, że trudno to nawet zliczyć. Problemy z dostawami wyposażenia, brak odpowiednich racji żywnościowych czy wykwalifikowanych dowódców sprawia, że eksperci nie mają wątpliwości, że Kreml traktuje wojsko jak "mięso armatnie".

Jak podają brytyjskie służby, jeśli w najbliższym czasie nic się nie zmieni, ta taktyka "masowej armii niskiej jakości i dużej liczebności" doprowadzi przed końcem 2024 roku do wyniku 500 tys. poległych. Zdaniem specjalistów Rosja potrzebować będzie nawet 10 lat, żeby odbudować swoje siły do tego stopnia, by można było mówić o "armii wysokiej klasy".

Reklama

W nowym komunikacie brytyjskiego Ministerstwa Obrony można przeczytać, że średnia dzienna liczba ofiar rosyjskich w Ukrainie wzrosła w ciągu ostatniego roku o prawie 300. Niemniej warto pamiętać, że dane te opierają się na informacjach od strony ukraińskiej, więc trudno zweryfikować zastosowaną metodologię.

Wiele wskazuje jednak na to, Kijów nie mija się z prawdą, a te przerażające liczby są wynikiem rozpaczliwych wręcz rosyjskich ataków na Awdijiwkę, małe miasteczko na obrzeżach okupowanego Doniecka. Analitycy twierdzą, że Rosja niezmiennie stosuje taktykę "ludzkiej fali", w ramach której duża liczba żołnierzy jest wysyłana na pole bitwy, gdzie masowo ginie.

Rosną straty po stronie rosyjskiej

Co więcej, eksperci Insidera sugerują, że rosnąca liczba ofiar jest też wynikiem spadku jakości rosyjskiej armii po częściowej mobilizacji rezerwistów we wrześniu 2022 roku - ta miała jedynie przekształcić siły rosyjskie w "armię masową o niskiej jakości i dużej liczebności".

Za przykład podają zaś niedawny raport o niemal samobójczych atakach na odcinek frontu wschodniego, podczas których siły rosyjskie wielokrotnie próbowały dokonać identycznych ataków czołgowych w tej samej części ukraińskiego lasu, co zostało siedmiokrotnie udaremnione przez siły ukraińskie.

Mówiąc krótko, chociaż pewne rzeczy na froncie się zmieniły, podejście Kremla do własnych żołnierzy absolutnie nie. Jak podsumowuje to trafnie rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego, John Kirby, "Rosja w dalszym ciągu nie okazuje szacunku dla życia własnych żołnierzy, chętnie poświęcając ich w dążeniu do celów Putina".

I chociaż oficjalnych liczb dotyczących rannych i poległych w Ukrainie z pewnością się nie doczekamy, bo jest utrzymywana w tajemnicy, amerykańskie służby szacują, że może chodzić o nawet 315 tys. żołnierzy, czyli ok. 90 proc. wojskowych dostępnych w momencie rozpoczęcia inwazji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | Ukraina | wojna w Ukrainie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy