Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytani "za stare" na cyberataki

W rozbrajającym wywiadzie dla "The Guardian", generał Jonathan Shaw, weteran z Falklandów i Iraku a teraz szef brytyjskich służb odpowiedzialnych za zabezpieczenie tego kraju przed cyberatakami, przyznał, że jego podwładni nie dają rady odpierać wszystkich zagrożeń.

Mówiąc o cyberatakach zakończonych sukcesem (lub, jak kto woli, porażką służb) stwierdził: "Poważnych incydentów jest mało, ale jednak się zdarzają. Ale to są tylko te, o których wiemy. Bardzo prawdopodobne, że jest wiele problemów, których nie jesteśmy świadomi." - cytując generała. Trochę szokujące jest to, że przedstawiciel organów bezpieczeństwa kraju, w którym odbywają się w tym roku igrzyska olimpijskie otwarcie przyznaje się do tego, że jego służby są nieefektywne:

"Moja generacja... jesteśmy już na to za starzy; to nie jest coś do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Naszą naturalną reakcją jest sięganie po papier i ołówek. I chociaż potrafiliśmy położyć podwaliny, teraz musimy słuchać innych. (...) Wszystko dzieje się za szybko. Jedynymi ludźmi, którzy potrafią śledzić wydarzenia, są ci, którzy są w sieci cały czas. A to są dzieciaki. Musimy słuchać ich a oni muszą rozmawiać z nami." - dodaje.

Nie oznacza to od razu, że Shaw zamierza zatrudniać nastolatków w służbach. Raczej zaoferować im nagrody w zamian za wskazanie zagrożeń dla bezpieczeństwa. Ma to być fragment planowanych zmian w ministerstwie obrony, które Shaw chciałby wprowadzić w ciąg najbliższych lat. Generał został mianowany na to stanowisko dopiero w zeszłym roku i cały ten czas poświęcił na analizę wewnętrznych problemów. Zapytany o całościową ocenę pracy podległych mu służb odpowiedział:

Reklama

"Nie jest źle, ale możemy, cholera, postarać się bardziej. I zrobimy to, ale będziemy musieli zrobić to szybko. Myślę, że dla wielu osób zaskoczeniem było, jak bardzo jesteśmy wrażliwi na takie ataki, (...) ludzie stają się coraz bardziej świadomi zagrożeń i zaczynają je traktować poważnie." - podsumowuje.

A jest się czego obawiać. Według jego danych za większością poważnych ataków stoją chińscy lub rosyjscy hackerzy, wspierani przez swoje rządy, którzy na celownik biorą tajemnice wojskowe państw zachodnich lub szczegóły techniczne zachodnich przedsiębiorstw zbrojeniowych.

Nie pozostaje nic innego niż zaduma nad stanem polskich zabezpieczeń przed cyberatakiem. A te nie dalej niż pod koniec stycznia nie wytrzymały konkurencji ze strony "dzieciaków".

Źródło informacji

gizmodo.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy