Bono: ściąganie szkodzi młodym muzykom

W debacie nad naruszeniami praw autorskich w sieciach współdzielenia plików zabrał głos irlandzki muzyk Bono. Pisząc komentarz dla "The New York Timesa", wokalista położył szczególny nacisk na odpowiedzialność dostawców łączy za finansowe kłopoty młodych muzyków.

Lider grupy U2, który zdobył już bogactwo i światową sławę, ostrzega też branżę filmową, że wkrótce będzie musiała ona stawić czoła takim samym wyzwaniom, z jakimi boryka się obecnie branża muzyczna i prasa.

Jak zauważa Bono, na razie same rozmiary plików z filmami chroniły hollywoodzkie wytwórnie przed nielegalnym rozpowszechnianiem materiałów na taką skalę, na jaką dzieje się to w przypadku ścieżek dźwiękowych. Ale nic nie trwa wiecznie: szerokopasmowe łącza w gospodarstwach domowych już za kilka lat staną się tak powszechne, że cały sezon serialu 24 godziny da się pobrać na dysk w ciągu 24 sekund.

Reklama

A wiele osób będzie oczekiwać, że cały ten materiał może mieć za darmo. Po dekadzie współdzielenia ścieżek dźwiękowych staje się jasne, że najbardziej cierpią na tym młodzi, dopiero rozpoczynający karierę muzycy: mówiąc ściślej, obrywają wszyscy, którzy nie czerpią wielkich dochodów z koncertów, sprzedaży koszulek z własnymi zdjęciami i występowania w spotach reklamowych.

W takiej sytuacji "odwróceni Robin Hoodowie" będą jedynie pomagać bogatym operatorom łączy w dalszej maksymalizacji ich "rozdętych zysków" (a te według szacunków Bono odpowiadają utraconym zyskom branży muzycznej). Providerzy stale mówią: "jesteśmy tylko doręczycielami" i utrzymują, że nie są w stanie zrobić nic w celu przeciwdziałania nielegalnej wymianie utworów.

Tymczasem dzięki sukcesowi, jaki odniosły "szlachetne starania Ameryki w dziedzinie powstrzymania pornografii dziecięcej" oraz "niechlubne działania Chin dążących do stłumienia oporu online" staje się jasne, że kontrola treści w sieci jest jak najbardziej wykonalna - a zatem wymówki w stylu "skąd mamy wiedzieć, co kryje się w paczce?" nie mają sensu.

Być może przemysł filmowy zdołałby zmobilizować Amerykanów do ratowania kreatywnej gospodarki - zauważa Bono. Wkład muzyki, filmów i gier wideo w produkt krajowy brutto sięga czterech procent. Branża nie powinna jednak angażować "przepłacanych gwiazd rocka" ani aktorów, ale raczej zająć się "poszukiwaniem kolejnego Cole Portera, o ile tylko nie zajął on się już komponowaniem jingli" - pisze Bono i ironizuje, że jeśli jego dobre rady nie zostaną przyjęte, to zawsze da się zastosować restrykcyjny, chiński model nadzoru.

HeiseOnline
Dowiedz się więcej na temat: ściąganie | Bono
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy