Bo samochód nie był oddany...

Niejaki Stelios Haji-Ioannou - właściciel londyńskiej wypożyczalni samochodów - nie mógł sobie poradzić z "klientami", którzy po wynajęciu samochodu nie zamierzali go zwrócić. Gdy zawiodły wszelkie inne środki (ze zwróceniem się do policji włącznie) zdesperowany biznesmen wpadł na sposób prosty ale skuteczny.

Niejaki Stelios Haji-Ioannou - właściciel londyńskiej wypożyczalni samochodów - nie mógł sobie poradzić z "klientami", którzy po wynajęciu samochodu nie zamierzali go zwrócić. Gdy zawiodły wszelkie inne środki (ze zwróceniem się do policji włącznie) zdesperowany biznesmen wpadł na sposób prosty ale  skuteczny.

Zainstalował w swoim biurze aparat cyfrowy. Podczas podpisywania umowy wypożyczenia fotografował klienta, a następnie (jeśli ktoś przetrzymywał wypożyczone auto dłużej niż 2 tygodnie po dacie zwrotu) - na specjalnie stworzonym serwisie internetowym zamieszczał zdjęcie delikwenta i wypożyczonego przez niego auta. Na serwisie znalazły się także nazwiska niesolidnych klientów i nazwa miejscowości w jakiej mieszkają. Od razu kilku tak "wyeksponowanych" odwiozło samochody. Ich podobizny pozostały jednak w sieci, bowiem zazwyczaj jedynie bez słowa oddawali kluczyki - nie płacąc za dodatkowy okres "wypożyczenia". Iannou - zapytany przez dziennikarzy czy nie uważa, że sposób jest nieuczciwy - stwierdził, że bardziej nieuczciwe jest rujnowanie jego biznesu przez nieoddających w terminie, i że nie ma sobie nic do zarzucenia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy