Ile będzie trzeba zapłacić za lot w kosmos?

Kiedyś za lot na orbitę trzeba było zapłacić 20 milionów dolarów. Dzisiaj taka wyprawa kosztuje mniej, ale nadal za dużo dla Kowalskiego. Pięć wielkich firm bierze udział w wyścigu, którego celem są prywatne loty nie tylko poza atmosferę, ale i na Marsa.

To jest wyścig, wyścig o prestiż i sławę. Loty zarezerwowane do tej pory dla astronautów (i najbogatszych na świecie szczęśliwców), wkrótce znajdą się w zasięgu zwykłych śmiertelników. Zanim to nastąpi, pięciu wspaniałych musi dopracować swoje maszyny i przeprowadzić wiele niezbędnych testów. Kilka tygodni temu na konferencji Next-Generation Suborbital Researchers ujawniono wiele interesujących szczegółów dotyczących pierwszych komercyjnych lotów na orbitę okołoziemską. Kto wystartuje jako pierwszy? Kto zniszczył swój prototyp? Kto nie ukrywa, że taki lot to "siedzenie na szczycie średnio kontrolowalnego wybuchu"?

Virgin Galactic

Jest najmocniejszym graczem w stawce. Koncern sir Richarda Bransona opracował już prototyp modułu wynoszącego - White Knight Two i statku dla pasażerów - Space Ship Two. Pierwszy z nich pomyślnie zakończył 78 testów wynoszenia, a SS2 - 16 manewrów lądowania. Jeszcze na ten rok zaplanowano pierwszy lot połączonych elementów. Wzniosą się one na wysokość 110 km z prędkością 3,5 Ma (około 4000 km/h).

Wiceprezes projektów specjalnych w Virgin Galactic, William Pomerantz zdradza, że koncern pracuje zarówno nad procesem wnoszenia na orbitę ziemską, jak i nad lotami w przestrzeni. VG otwarcie opowiada o wszystkich swoich planach i dokonaniach, nie bojąc się konkurencji.

Reklama

Warto wiedzieć, że Richarda Bransona nie interesuje tylko podbój przestrzeni kosmicznej. Anglik jest założycielem temu F1 o nazwie Virgin Racing (obecnie: Marussia Virgin Racing). Planuje ponadto zejść na dno najgłębszego rowu oceanicznego, a na koncie ma lot balonem nad Oceanem Atlantyckim. Jest również właścicielem Virgin Group, do której należy m.in. sieć Virgin Mobile Ltd oraz linie lotnicze Virgin Airlines.

XCOR Aerospace

Firma kończy składanie swojego statku kosmicznego o nazwie XCOR's Lynx. Zgodnie z obietnicami, pojazd oderwie się od ziemi jeszcze w tym roku. Dysponuje on własnym napędem, co oznacza, że składa się z jednego elementu, a nie z rakiety wynoszącej i kapsuły dla załogi. Wiemy również, co znajdzie się na pokładzie podczas pierwszego, już nie testowego lotu.

XCOR zapowiedział, że na pokład wejdzie kilku naukowców i odrobina sprzętu, m. in. wyposażenie astronautów i niewielki teleskop. Kilka chwil spędzonych na takiej wysokości jest bowiem doskonałą okazją do przeprowadzenia eksperymentów. Panujących tam warunków nie da się przecież odtworzyć na Ziemi.

Blue Origin

Bretton Alexander, dyrektor ds. rozwoju i strategii tej firmy, znaczną część wystąpienia poświęcił awarii prototypu, w efekcie której uległ on zniszczeniu. Wyjaśniał, że strata eksperymentalnego modelu jest czymś normalnym, co trzeba brać pod uwagę. Potencjalni klienci powinni być świadomi ryzyka, jakie jest nieodłączną częścią takich przedsięwzięć. - To "siedzenie na szczycie średnio kontrolowalnego wybuchu - podsumował Alexander.

Blue Origin pracuje nad kolejną maszyną, składającą się z dwóch modułów. Oczywiście rozdzielą się one w odpowiednim momencie lotu, a w przestrzeń powędruje tylko kapsuła z załogą. Pasażerowie w stanie nieważkości spędzą od 3 do 5 minut, po czym poszybują z powrotem na Ziemię na spadochronach.

Masten Space Science Systems

Kalifornijska firma chce skupić się na wynoszeniu w przestrzeń ładunków, a nie ludzi. Kilka tygodni temu jej rakieta Xombie przeszła pierwszy pomyślny test. Obejmował on wzniesienie na niewielką wysokość (kilkanaście metrów), krótki lot i lądowanie. Silniki spisały się jednak znakomicie, a dalsze próby zakładają zwiększanie pojemności zbiornika z paliwem i wysokości lotu - jeszcze w tym roku do około 5-6 km.

Chcąc osiągnąć wysokość rzędu 100-120 km Masten będzie potrzebował znacznie potężniejszej rakiety. Projekt jest już w trakcie realizacji, a jego nazwa brzmi Xaero20. Co ciekawe, Amerykanie pracują również nad pokazowym pojazdem księżycowym Xeus. Prawdopodobnie nigdy nie wyląduje na powierzchni naszego satelity, ale pomoże przetestować wiele cennych technologii.

Armadillo Aerospace

Armadillo już wkrótce ukończy prace nad rakietą Stig B (tak, ten Stig). W maju powinna odbyć swój pierwszy testowy lot. Jej zadaniem będzie wynoszenie w przestrzeń zarówno ludzi, jak i ładunków. Firma pracuje obecnie nad kilkoma różnymi projektami rakiet i ciągle szuka najlepszego rozwiązania.

Dalekosiężne plany teksaskiego producenta zakładają współpracę ze Space Adventures w celu opracowania załogowego statku o nazwie Hyperion. Na pokład maszyny pionowego startu i lądowania wejdzie dwóch pasażerów - nie pilotów. Statek przez cały czas będzie pozostawał pod zdalną kontrolą naziemną.

SpaceX proponuje Marsa

Komercyjne loty na orbitę okołoziemską staną się faktem już za kilka lat. Płacąc ok. 200 tys. dol., szczęśliwcy zobaczą Ziemię w całej okazałości i poczują na własnych organizmach brak przyciągania. Elon Musk, założyciel SpaceX, zdradza, co znajdzie się w naszym zasięgu nie za 5, a za 15-20 lat.

Dlaczego podróże kosmiczne są tak niebotycznie drogie? Otóż za każdym razem należy stworzyć nowy pojazd, ponieważ poprzedni będzie miał na koncie twarde lądowanie w wodach któregoś z oceanów. Musk twierdzi, że sekret tanich podróży kosmicznych tkwi w pojazdach budowanych na wzór samolotów pasażerskich. Daną jednostkę wystarczy dotankować, sprawdzić jej stan techniczny i z powrotem posłać w przestrzeń, czyli w naszym przypadku - prosto na Marsa.

Pasażerowie zapłacą przede wszystkim za paliwo. Koszt wycieczki na Czerwoną Planetę wyniósłby wg wstępnych szacunków ok. 500 tys. dol. To znaczna kwota, ale wystarczająco, żeby na marsjańskie wakacje mogło sobie pozwolić naprawdę wiele osób. Tym bardziej, że do pierwszych lotów jest jeszcze sporo czasu - według Muska ok. 15 lat.

Na orbitę czy na Marsa?

Technologia, która przez dziesięciolecia była dostępna tylko dla wybranych i odpowiednio wykwalifikowanych, już wkrótce znajdzie się w zasięgu mas. Oczywiście, nadal będzie nieodłącznie związana ze znacznym wydatkiem, ale już nie 20 mln, a kilkuset tys. dol. Miejcie to uwadze przy okazji wtorkowych, czwartkowych i sobotnich losowań Lotto.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy