Amerykańska firma Widetronix opracowała prototypowe baterie, które mogą dostarczać energię elektryczną przez, bagatela, ćwierć wieku. Układy testowane są na razie przez wojsko, ale mają też trafić na rynek cywilny.
Mowa o bateriach betawoltaicznych czyli urządzeniach przypominających nieco ogniwa słoneczne, wytwarzające energię elektryczną wskutek przechwytywania fotonów uderzających w warstwę półprzewodnika. Układy betawoltaiczne zamieniają w prąd elektryczny energię kinetyczną elektronów będących jednym z produktów rozpadu beta. Jako źródło elektronów służy zazwyczaj tryt - radioaktywny izotop wodoru, który podczas rozpadu beta zamienia się w hel i emituje elektron (cząstkę beta) oraz antyneutrino elektronowe.
W przeciwieństwie do wielu urządzeń wytwarzających energię elektryczną wskutek przemian jądrowych, baterie betawoltaiczne nie generują dużych ilości ciepła. Niestety, dostarczają też niewiele prądu. Między innymi z tej przyczyny przegrały one rywalizację z tanimi ogniwami litowo-jonowymi przynajmniej w dziedzinie produkcji masowej.
Urządzenia betawoltaiczne mają natomiast przewagę, kiedy chodzi o żywotność: są w stanie pracować od kilkunastu do około stu lat. Czas działania zależy od okresu połowicznego rozpadu pierwiastka emitującego elektrony.
Firma Widetronix dostarczyła właśnie koncernowi Lockheed Martin testową partię baterii betawoltaicznych, w których pierwiastkiem emitującym elektrony jest tryt, a ośrodkiem przetwarzającym energię kinetyczną w elektryczną - węglik krzemu. Okres połowicznego rozpadu trytu wynosi 12,3 roku, ale ogniwo ma działać przez 25 lat ze względu na wykorzystanie stosunkowo dużej ilości tego izotopu. Węglik krzemu (SiC) jest z kolei twardym i nietopliwym materiałem, który sublimuje dopiero w temperaturze powyżej 2700 stopni Celsjusza.
Wyprodukowane przez Widetroniksa ogniwo dostarcza najwyżej 25 nanowatów. To za mało, aby zasilić laptop czy komórkę, ale wystarczająco dużo, gdy chodzi o niektóre urządzenia wojskowe. Systemy służące do zdalnego monitorowania pocisków nuklearnych i uzbrojenia innego typu zadowalają się mikrowatami, a muszą działać w bardzo szerokim zakresie temperatur, nieakceptowalnych przez standardowe baterie, ale zupełnie znośnych dla układów betawoltaicznych.
Poza tym, w części wyposażenia wojskowego wymiana baterii jest w ogóle niemożliwa: są pakowane w obudowy typu antitamper, których otworzenie powoduje zniszczenie samego urządzenia. Na tych właśnie polach widać przewagę ogniw betawoltaicznych - a jeśli baterie opracowane przez firmę Widetronix przejdą testy, Lockheed Martin rozpocznie ich montowanie w produkowanym sprzęcie w ciągu roku.
Baterie Widetroniksa mają także trafić na cywilny rynek. Nie będą jednak tanie: ich cena sięgnie 500 dolarów.