Sony - problemy kolejnego giganta

W latach 80. i na początku 90. Sony było odpowiednikiem dzisiejszego Apple. Produkty firmy rządziły rynkiem, cieszyły się poważaniem klientów i do tego wszystkiego miały jeszcze świetny design. Dziś z potęgi japońskiego giganta zostało tylko wspomnienie.

Sony to było to, "creme de la creme" elektroniki użytkowej, słynące z produktów nie tylko wyśmienitej jakości, ale jeszcze rewolucjonizujących świat. Wprowadzenie Walkmana w roku 1979 na zawsze zmieniło sposób, w jaki człowiek słuchał i słucha muzyki. Tak jak, przynajmniej na krótszą metę, wymyślenie płyty CD. I jeszcze jakby tego było mało, Sony zdawało się w pewnym momencie kontrolować świat. Miało wszystko, gdzie nie rzucić kamieniem, w jaki segment rynku by się nie trafiło, tam japońska korporacja już zajmowała znaczącą pozycję.

Sony produkowało telewizory, walkmany, discmany, odtwarzacze MP3, konsole, radia, telewizory, kamery, laptopy, Sony Life sprzedawało ubezpieczenia na życie i komunikacyjne oraz usługi bankowe, w skład imperium wchodziły także wytwórnia filmowa i muzyczna.

Teraz Sony znajduje się na krawędzi zapaści. Dlaczego?

Dlatego, że jak każdy kolos, przespali swoje szanse, czując się na tyle bezpiecznie, na ile bezpiecznie może czuć się tylko objedzony gigant. Nikt w kierownictwie korporacji nie uważał, żeby smartfony podbiły rynek. Tak samo zresztą jak tablety. Dlatego nikt nie uważał za stosowne popracować nieco w tych sektorach, zanim nie zostaną przejęte przez konkurentów.

Reklama

Tak samo było z konsolami sterowanymi ruchem. Zanim Sony weszło w ten segment z PlayStation Move, które i tak do dzisiaj jest krytykowane za taką sobie jakość, rynek zdążyło już podbić Nintendo Wii. Do końca Japończycy trzymali się również kurczowo telewizorów kineskopowych.

Do tego przestali wypuszczać pod koniec lat 90. fajne i ciekawe produkty. W zasadzie jedyne, jakie można wymienić to właśnie PlayStation i laptopy z serii Vaio. Oprócz nich, Sony stało w miejscu, zadowolone z pozycji, jaką już osiągnęło.

Kolejną rzeczą, jaka ich zgubiła było uporczywe trzymanie się standardów i rozwiązań, które nie miały żadnej przyszłości. Nie wiadomo po co lansowany był MiniDisc. Nigdy nie udało mu się zawalczyć na rynku z płytą CD, ceny odtwarzaczy MD zbijały z nóg, a konieczność konwertowania muzyki na jakieś dziwne formaty tylko po to, by dało się ją na nich odtwarzać, odstraszała potencjalnych klientów.

Niewypałem były również pierwsze odtwarzacze MP3 od Sony. Żaden z nich tak naprawdę nie obsługiwał w bezpośredni sposób plików MP3. Najpierw trzeba było przerobić je na specjalny format Sony, co zresztą zajmowało dnie, noce, a do tego same urządzenia miały mało pamięci.

Na domiar złego cała korporacyjna struktura Sony zorganizowana była w sposób kompletnie patologiczny. Każdy oddział funkcjonował jak osobna firma, nie zamierzając współpracować z pozostałymi. I choć na papierze posiadanie w tym samym czasie wytwórni filmowej i muzycznej a zarazem oddziału zajmującego się grami wideo wygląda na całkiem niezły pomysł i zdaniem wielu otwierałoby całe multum nowych możliwości, każda z tych części Sony starała się mieć ze sobą jak najmniej wspólnego.

Prace nad Walkmanem MP3 były prowadzone już lata temu i mogłyby zagrozić iPodowi, gdyby nie fakt, że zajmowało się nimi kilka oddzielnych laboratoriów Sony w tym samym czasie, a do tego wszystkie z nich ze sobą rywalizowały. Jak to się skończyło? Tak, że obecnie japoński gigant jest nie tylko niedochodowy, ale przynosi potężne straty, 1 kwietnia zmienił prezesa i zdaniem ekspertów wymaga wielu poważnych zmian.

Źródło informacji

gizmodo.pl
Dowiedz się więcej na temat: Sony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy