Kampania Euro 2012 rodem z iPoda

Czy polska prezentacja oferty Mistrzostw Europy była plagiatem? Reklama, która została pokazana w Cardiff w kwietniu, przypominała spoty promujące iPoda - tak twierdzi firma Apple.

Amerykański koncern Apple rozważa podjęcie kroków prawnych i zarzucenie plagiatu osobom, które zrealizowały prezentację - podaje "Wprost".

Spot reklamowy z Cardif - jedna z reklam, która zapewniła nam Euro 2012 - zdaniem Apple przypomina doskonale rozpoznawane na Zachodzie reklamy iPodów. Zarówno osoby tworzące kampanię Euro 2012, jak i agencja zajmująca się reklamami Apple stosują technikę rotoskopową. Na czym ona polega? Dzięki specjalnej technologii zamienia się zwykły filmu na film animowany. Klatka po klatce, odrysowani są występujący w "prawdziwym filmie" aktorzy - finalny efekt przypomina trochę połączenie komiksu i animacji.

Reklama

Apple, jak i żadna inna firma, nie ma wyłączności na wykorzystanie tej techniki. Trzeba jednak zaznaczyć, iż od października 2001 roku (premiera pierwszego iPoda), najlepiej rozpoznawanym wykorzystaniem rotoskopu są zmieniane co kilka miesięcy reklamy iPoda.

W przypadku kampanii Apple, spot pokazuje ludzi tańczących ze swoimi iPodami - polski materiał przedstawia piłkarzy oraz kibiców. Także żywa kolorystyka przywodzi na myśl reklamy iPoda. Możliwe, że Polacy i Ukraińcy wzorowali się na wielokrotnie nagradzanej kampanii Apple, ale czy można mówić o plagiacie?

"Sztab projektu Euro 2012 pragnie podkreślić, że jest to w pełni oryginalne rozwiązanie grafiki wideo, w którym użyto powszechnie stosowaną technikę wizualizacji. ( ... ) Wskazany przez tygodnik fragment jest jedynie małą częścią ponad 30-minutowej prezentacji" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu sztabu Euro 2012. Organizatorzy odrzucają także zarzuty mówiące o zastosowaniu podobnej muzyki. - To mniej więcej tak, jakby ktoś kwestionował to, że wszystkie motywy oparte na rock and rollu są plagiatem - powiedział dziennikowi "Metro" Michał Nykowski, szef sztabu Euro 2012.

Na razie przedstawiciele Apple w Polsce nie chcą komentować całego zamieszania.

Łukasz Kujawa

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama