Tajemnicze sygnały miały pochodzić z kosmosu. Prawda rozczarowuje
10 lat temu w miejscu, gdzie rzekomo spadł meteoryt, naukowcy zarejestrowali sygnały sejsmiczne. Jednak z czasem okazało się, że zebrane dane nie mają nic wspólnego z obcymi cywilizacjami. Gdy prześledzono ścieżkę sygnału, okazało się, że jego kierunek dokładnie dopasowuje się do drogi biegnącej obok sejsmometru.
Kiedy jakaś zagubiona kosmiczna skała podejdzie zbyt blisko Ziemi, bardzo prawdopodobne jest, że zostanie przyciągnięta przez grawitację naszej planety i dostanie się do atmosfery. Czasami eksplodują, czasami uderzają w Ziemie jako ogniste kule. Naukowcy szacują, że takich pocisków rocznie uderza około kilkudziesięciu. Jednak większość z nich wpada do wód oceanów.
Tak też było w przypadku głośnego uderzenia kosmicznej skały w zeszłym roku. Kiedy to zespół naukowców postanowił odnaleźć meteoryt, by móc mu się przyjrzeć z bliska. Obecnie dysponujemy na tyle wyrafinowanymi systemami śledzenia, że badacze są w stanie określić, w którym miejscu meteoryt dostał się do atmosfery i z jaką siłą eksplodował. Jednym z takich systemów śledzenia są dane sejsmiczne. Pochodzą one zarówno z wibracji spowodowanych przez infradźwięki generowane przy wejściu skały do atmosfery, jak i wibracji wytwarzanych podczas uderzenia w Ziemię.