Tsunami z 2004 roku - największa katastrofa naturalna w historii ludzkości

​Tsunami z 2004 r. było najbardziej śmiercionośnym zdarzeniem tego typu w historii, pochłaniając 230 000 istnień ludzkich w ciągu kilku godzin. O tych tragicznych wydarzeniach traktuje dokument "Poza kontrolą: Zabójcze tsunami", który będzie można obejrzeć w Polsat Doku w poniedziałek 12 kwietnia o 22:00.

Był rok 2004 r., dzień po Bożym Narodzeniu, a tysiące europejskich i amerykańskich turystów wyruszyło na plaże Tajlandii, Sri Lanki i Indonezji, by uciec przed zimowym chłodem w tropikalnym raju.

O 7:59 rano, trzęsienie ziemi o sile 9,1 w skali Richtera - jedno z największych, jakie kiedykolwiek zanotowano - przebiło się przez podmorski uskok na Oceanie Indyjskim, wyrzucając potężny słup wody w kierunku niczego nie spodziewających się wybrzeży. Tsunami z Boxing Day było najbardziej śmiercionośnym tsunami w historii, pochłaniając w ciągu kilku godzin 230 000 ofiar.

Miasto Banda Aceh na północnym krańcu Sumatry znajdowało się najbliżej epicentrum potężnego trzęsienia ziemi, a pierwsze fale dotarły tam w ciągu zaledwie 20 minut. Prawie niemożliwe jest wyobrażenie sobie 30-metrowej, kipiącej ściany wody, która pochłonęła nadmorskie miasto liczące 320 000 mieszkańców, zabijając natychmiast ponad 100 000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Budynki złożyły się jak domki z kart, drzewa i samochody zostały zmiecione przez czarne jak ropa rzeki i praktycznie nikt, kogo dotknęła fala, nie przeżył.

Reklama

Następna była Tajlandia. Z falami o prędkości ponad 800 km/h przemierzającymi Ocean Indyjski, tsunami uderzyło w przybrzeżne prowincje Phang Nga i Phuket półtorej godziny później. Pomimo upływu czasu, miejscowi i turyści byli zupełnie nieświadomi nadchodzących zniszczeń. Zaciekawieni plażowicze wędrowali nawet pomiędzy dziwnie cofającymi się falami, ale zostali zepchnięci w dół przez wzbierającą ścianę wody. Liczba ofiar śmiertelnych w Tajlandii wyniosła prawie 5400 osób, w tym 2000 zagranicznych turystów.

Godzinę później, po przeciwnej stronie Oceanu Indyjskiego, fale uderzyły w południowo-wschodnie wybrzeże Indii w pobliżu miasta Chennai, spychając zmieszaną z gruzem wodę kilometry w głąb lądu i zabijając ponad 10 000 ludzi, głównie kobiet i dzieci, ponieważ wielu mężczyzn było na rybach. Jednak największe zniszczenia dotknęły wyspiarski kraj Sri Lankę, gdzie ponad 30 000 osób zostało zmiecionych przez fale, a setki tysięcy pozostało bez dachu nad głową.

Na dowód rekordowej siły tsunami, ostatnie ofiary kataklizmu w Boxing Day zginęły prawie osiem godzin później, gdy wezbrane fale zaskoczyły surferów w RPA, 8000 km od epicentrum trzęsienia.

Wasilij Titow jest badaczem tsunami i prognostykiem w Centrum Badań nad Tsunami Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej. Przypisuje on bezlitosną niszczycielskość tsunami na Oceanie Indyjskim z 2004 roku surowej sile trzęsienia ziemi, które je wywołało. Trzęsienie powstało na tzw. uskoku megatrustowym, gdzie ciężkie płyty oceaniczne ulegają subdukcji pod lżejszymi płytami kontynentalnymi.

- Są to największe uskoki na świecie i wszystkie znajdują się pod wodą - wyjaśnił Titow.

Trzęsienie z 2004 roku rozerwało 1500-kilometrowy odcinek wzdłuż płyt indyjskiej i australijskiej 50 km pod dnem oceanicznym. Zamiast jednego gwałtownego wstrząsu, trzęsienie trwało nieubłaganie 10 minut, uwalniając tyle mocy, co kilka tysięcy bomb atomowych.

W trakcie tego procesu, masywne segmenty dna oceanicznego zostały wypchnięte w górę na ok. 30-40 metrów. Efekt był jak zrzucenie największego na świecie kamyka do Oceanu Indyjskiego, a fale wielkości gór rozciągały się we wszystkich kierunkach.

Titow podkreśla, że tsunami w niczym nie przypominają gigantycznych fal, po których można by surfować - jak wiele osób sobie wyobraża.

- Jest to fala, ale z punktu widzenia obserwatora, nie rozpoznałbyś jej jako fali. To bardziej tak, jakby ocean zamieniał się w rzekę białej wody i zalewał wszystko na swojej drodze - dodał Titow.

Szanse na przetrwanie tsunami są praktycznie zerowe.

- W trzęsieniach ziemi pewna liczba osób ginie, ale o wiele więcej jest rannych. W przypadku tsunami sytuacja jest zupełnie odwrotna. Prawie nie ma rannych, ponieważ jest to tak trudna do przeżycia katastrofa - wyjaśnił Titow.

Trzęsienie ziemi i tsunami o takiej sile jak to, które uderzyło w 2004 roku, są tak rzadkie, że katastrofalne tsunami są praktycznie nieznane w długiej historii kultury Indii i Sri Lanki, co zauważył Jose Borrero, badacz tsunami z Uniwersytetu Południowej Kalifornii i dyrektor eCoast, morskiej firmy konsultingowej z siedzibą w Nowej Zelandii.

Zarówno Borrero, jak i Titow, brali udział w ekspedycjach U.S. Geological Survey na początku 2005 r. w celu zmierzenia pełnego zasięgu tsunami, które uderzyło w Sumatrę. To właśnie podczas tych ekspedycji naukowcy potwierdzili maksymalną wysokość fal wynoszącą ponad 39 metrów na północno-zachodnim krańcu wyspy. Borrero pamięta, jak natknął się na kolosalny frachtowiec załadowany workami z cementem, który był wywrócony do góry nogami, ze śrubą napędową w powietrzu.

Titow nigdy nie zapomni sceny rozległych zniszczeń, których był świadkiem na Sumatrze, nawet miesiące po ustąpieniu wód tsunami.

- Płynęliśmy łodzią od środka wyspy aż do Banda Aceh, najbardziej dotkniętego obszaru, i przez setki kilometrów wyglądało to tak, jakby ktoś wziął gumkę i wymazał wszystko poniżej linii 20 metrów. Sama skala zniszczeń była po prostu oszałamiająca - podsumował Titow.

Dokument "Poza kontrolą: Zabójcze tsunami" będzie można obejrzeć w Polsat Doku w poniedziałek 12 kwietnia o 22:00.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tsunami | katastrofy | trzęsienie ziemi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy