Podnoszący się poziom wody w oceanach może wywołać globalny potop

Jeśli ziszczą się hiobowe prognozy o wzroście poziomu mórz, które od dawna głoszą wyznawcy teorii globalnego ocieplenia, to istnienie wielu krajów świata stanie pod znakiem zapytania. Zagrożone mogą być nie tylko archipelagi na Pacyfiku czy Oceanie Indyjskim, ale też takie kraje, jak położona na obszarze depresji Holandia.

Według naukowców współpracujących z ONZ-owskim Panelem ds. Zmian Klimatu - IPCC, od 1993 roku poziom wszechoceanu wzrastał co roku o 3,2 mm. Ich zdaniem, to bardzo dużo, ponieważ przedtem woda przyrastała o mniej więcej 1,2 mm rocznie. Stosując zwykłą matematykę stwierdzono, że do 2100 roku poziom oceanów, stosownie do utrzymanego tempa, wzrośnie od 50 cm do 2 metrów. Oznaczałoby to katastrofę dla obszarów położonych na wybrzeżach.

W rezultacie, przy utrzymaniu takiego niekorzystnego trendu, w ciągu najbliższych 80 lat woda może zalać dziesiątki nabrzeżnych metropolii, a nawet całe państwa, jak np. położoną na depresji Holandię czy Malediwy lub Kiribati. Te dwie ostatnie lokalizacje są szczególnie narażone.

Reklama

Wyspiarski kraj Malediwy znajduje się na Oceanie Indyjskim. Słynny turystyczny raj, zdaniem naukowców, zniknie w ciągu najbliższych 50 lat. Większość wysp koralowych, na których leżą Malediwy, wystaje najwyżej metr ponad wodę. W czasie wielkiego tsunami w grudniu 2004 roku Malediwy zostały całkowicie przykryte wodą, wystawały tylko niektóre budynki.

Dla mieszkańców Malediwów i znajdującego się na Pacyfiku archipelagu Kiribati, który ma ten sam problem, wzrost poziomu mórz to wyrok śmierci. Jako pewną opcję przetrwania przedstawia się przesiedlenie mieszkańców do Australii, która wciąż ma wiele niezamieszkałych obszarów. Ta radykalna zmiana może jednak spowodować, że unikatowa kultura danego narodu przepadnie bezpowrotnie, roztapiając się w lokalnym społeczeństwie australijskim.

W Europie podnoszenie się poziomu mórz będzie szczególnie odczuwalne w Holandii. Ukształtowanie terenu tego kraju powoduje, że można się spodziewać licznych powodzi, które obejmować będą niemal całą powierzchnię kraju. Holandia od dawna walczy z wodą i jest to chyba najlepiej przygotowane pod tym względem państwo świata. Jednak trwałe zatopienie terytorium to już zupełnie inna sprawa i skomplikowany system zapór może nie wystarczyć.

Na celowniku jest też Wenecja. Starożytne miasto, które było domem najdłużej trwającej republiki w historii świata, jest też poważnie zagrożone. Nie ma dużej przesady w twierdzeniu, że Wenecja... idzie pod wodę! Tak zwana aqua alta występuje tam częściej i tym samym jest bardziej dolegliwa niż w przeszłości. Jeszcze 100 lat temu słynny Plac Świętego Marka był zalewany 9 razy do roku, a w 2014 doszło do tego aż 200 razy. Obecnie połowa miasta jest zalewana regularnie. Przewiduje się, że do 2028 roku miasto stanie się niezdatne do zamieszkania.

Jeśli przewidywania naukowców z IPCC się sprawdzą, kłopoty czekają też Stany Zjednoczone. Na samej Florydzie zagrożonych jest 150 miast o populacji ponad 2,7 miliona osób. Problemy może mieć stan Nowy Jork, ale też Kalifornia. Na szczęście wzrost poziomu morza następuje raczej powoli, co pozwala na dostosowanie się do zachodzących zmian.

Dla równowagi trzeba zaznaczyć, że teoria, jakoby globalny wzrost poziomu oceanów następował w zastraszającym tempie, ma też wielu adwersarzy. Naukowcy zwracają uwagę, że są miejsca na Ziemi, w których poziom oceanu nie zmienił się w ciągu ostatnich dekad, oraz wiele takich miejsc, gdzie wzrósł lokalnie znacznie bardziej niż przepowiadali eksperci IPCC. Oznacza to, że ludzie mimo wszystko nie do końca rozumieją zachodzące procesy...

Zmianynaziemi.pl
Dowiedz się więcej na temat: globalne ocieplenie | poziom wody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy