Joseph Kittinger - legenda skoków ze stratosfery

Swoim skokiem ze stratosfery Felix Baumgartner pobił rekordy ustanowione już w 1960 roku przez swojego mentora - Josepha Kittingera - amerykańskiego pilota wojskowego i baloniarza. Okazuje się, że starszy kolega Austriaka brał udział w eksperymentach, które teraz mogłyby się nam wydać nierealne.

Kittingera nie interesowało spokojne życie. Już jako nastolatek brał udział w wyścigach łodzi motorowych. W wieku 21 lat wstąpił do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych (USAF), by po roku mieć za sobą ukończony kurs pilota. Ze stopniem podporucznika został przydzielony do 86. Skrzydła Myśliwsko-Bombowego z siedzibą w Bazie Wojskowej Rammstein w Zachodnich Niemczech. Tam pilotował F-84 Thunderjet i myśliwce F-86 Sabre.

W 1954 roku, po przeniesieniu do amerykańskiej bazy Holloman AFB w Nowym Meksyku, rozpoczął przygodę z eksperymentami wojskowymi, a tym samym znajomość z pułkownikiem Johnem Stappem. Ten drugi brał wówczas udział w badaniu wpływu ekstremalnie wysokich prędkości na ludzki organizm - szczególnie w kontekście pilotów samolotów odrzutowych. Do tego celu posłużyła konstrukcja o wdzięcznej nazwie "rakietowe sanki". Była to niewielka platforma z napędem rakietowym umieszczona na torach. John Stapp osiągnął na niej prędkość 1017 km/h. Przedsięwzięcie było monitorowane z powietrza przez Kittingera. Obaj śmiałkowie byli pod ogromnym wrażeniem swoich umiejętności i poświęcenia dla nauki. To z kolei doprowadziło do późniejszego włączenia pilota do Projektu Excelsior.

Reklama

Pierwsze skoki ze stratosfery

W trakcie II wojny światowej piloci regularnie latali w stratosferze - na wysokości powyżej 12 tys. metrów. W związku z tym pojawił się problem ewentualnego opuszczenia kabiny samolotu na tak wysokim pułapie. Naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy piloci powinni otwierać spadochron tuż po opuszczeniu maszyny, czy po chwili swobodnego spadku. W pierwszym z przypadków istniało ryzyko śmierci spowodowanej niską temperaturą i brakiem wystarczającej ilości tlenu. W 1943 roku pułkownik W. Randolph Lovelace z USAF postanowił przeprowadzić odpowiedni eksperyment, używając siebie jako obiektu badań.

23 czerwca 1943 roku wyskoczył z bombowca B-17, lecącego na wysokości 12 252 metrów. Oprócz standardowego wyposażenia skoczek miał ze sobą butlę z tlenem umożliwiającą 12 minut oddychania. Spadochron otworzył natychmiast po opuszczeniu maszyny, przez co spotykał się z przeciążeniem o sile 40 G. W efekcie stracił przytomność, a podmuch był tak silny, że zerwał mu z rąk rękawice. Na szczęście zapas tlenu wystarczył na dotarcie do wysokości, na której było możliwe swobodne oddychanie. Ten sam test powtórzył kilka dni później pilot Perry Ritchie. Ten jednak otworzył spadochron po dłuższej chwili swobodnego spadku. Po bezpiecznym wylądowaniu stało się jasne, która technika skoków z dużych wysokości jest bezpieczniejsza dla pilotów.

W późniejszym czasie podjęto jeszcze jedną próbę skoku ze stratosfery, ale tym razem z wysokości dwukrotnie większej i z późnym otwarciem spadochronu. Wyzwania podjął się pułkownik Mel Boynton, który pomyślnie przeszedł specjalne testy w komorze wysokościowej. Katastrofalne w skutkach okazało się jednak skorzystanie z automatycznego urządzenia otwierającego spadochron zapasowy. System nie zadziałał, a nieświadomy zagrożenia śmiałek do końca obserwował swój stoper.

Podstawą do podjęcia kolejnych testów, tym razem na pułapie od 1800 do 30 000 metrów, okazało się przekroczenie bariery dźwięku przez samolot. W 1952 roku pułkownik Edward G. Sperry zaproponował doświadczenie wykorzystujące dwuosobową aluminiową gondolę, zaprojektowaną na potrzeby anulowanego później projektu Hekios, która miała wynieść skoczków na właściwą wysokość.

Projekt High Dive

Rok później badania ruszyły pełną parą. Ale obiektami testowymi nie byli ludzie, a manekiny. Te na odpowiednią wysokość były wynoszone przez balony polietylenowe. USAF przeprowadziły kilkadziesiąt zrzutów z różnych wysokości. Szybko zauważono, że nieustabilizowany manekin wpada w ruch wirowy. Z najbardziej ekstremalnym przypadkiem spotkano się w 1965 roku, kiedy obiekt osiągnął 200 obrotów na minutę przy zrzucie z wysokości 27 tys. metrów. W kolejnej fazie badań skupiono się na opracowaniu nowych typów kapsuł i specjalnych spadochronów stabilizujących lot. Ostatecznie problemy rozwiązano, a USAF były gotowe na testy z udziałem ludzi.

Projekt Manhigh

W połowie lat 50. Aeromedical Field Laboratory w Holloman postanowiło zbadać wpływ promieniowania kosmicznego na ludzki organizm. W tym celu umieszczano pilotów w specjalnie zaprojektowanej kapsule i wynoszono na wysokość przekraczającą 30 tys. metrów, gdzie przebywali około 24 godziny.

W pierwszej fazie eksperymentu z 2 stycznia 1957 roku udział wziął kapitan Joseph Kittinger. Przez dobę znajdował się w niezwykle ciasnej kapsule, zawieszonej 29 500 metrów nad powierzchnią Ziemi. Kilka miesięcy później pilot został oddelegowany do Laboratorium Medycyny Lotniczej w Wright Field, w celu podjęcia eksperymentu Excelsior.

Projekt Excelsior

Projekt Excelsior, co po łacinie znaczy "zawsze w górę", był załogowym rozwinięciem projektu High Dive. Dowodził nim wówczas pułkownik Stapp, z którym Kittinger spotkał się przy okazji testów rakietowych sanek. Wybór nie był zatem przypadkowy.

Ostatecznym celem był sok z wysokości około 30 km i swobodny spadek do pułapu 5,5 km, gdzie następowało uwolnienie głównego spadochronu. Jednym z najważniejszych założeń projektu było opracowanie metody skoku, którą mogliby stosować nieprzeszkoleni do tego piloci. Pomocną dłoń wyciągnął wówczas Francis Beaupre z Aerospace Medical Division w Wright Air Development Center.

Beaupre opracował trzystopniowy system spadochronowy, który umożliwiał bezpieczne oddanie skoku ze stratosfery - nawet niedoświadczonej osobie. Po opuszczeniu kapsuły Kittinger miał swobodnie spadać przez 18 sekund, w celu osiągnięcia odpowiedniej prędkości. Po tym czasie otwierał się pierwszy spadochron o średnicy 46 cm, który z kolei powodował późniejsze uwolnienie spadochronu (o średnicy 71 cm), stabilizującego lot. Na wysokości 5,5 tys. metrów otwierał się główny spadochron. Cała sekwencja była w pełni automatyczna, ponieważ zaprojektowano ją z myślą o katapultujących się pilotach.

Równocześnie firma Winzen Research opracowywała kapsułę i balon, które miał wynieść Kittingera na żądaną wysokość. Operacja nie mogła zakończyć się powodzeniem bez odpowiedniej ochrony ciała. Skoczek skorzystał tutaj z kombinezonu ciśnieniowego Air Force MC-3. Jeżeli w trakcie spadku zawiódłby jeden z jego elementów, człowiek straciłby przytomność po 10-12 sekundach, a życie po upływie 2-3 minut. Ale oprócz skafandra pilot miał ze sobą pojemnik z tlenem, niezbędną aparaturę pomiarową i kamery - wszystko to ważyło 145 kg.

Excelsior I

Kittinger na pokładzie gondoli wzbił się w powietrze 16 listopada 1959 roku i docelowo miał osiągnąć wysokość 18,5 km. Do pewnego momentu wszystko przebiegało zgodnie z planem. Niestety kilkanaście kilometrów nad powierzchnią Ziemi okazało się, że kapsuła jest ustawiona wyjściem, czyli jedynym nieosłoniętym miejscem, w stronę słońca. Jego silny blask sprawił, że Kittinger nie był w stanie odczytywać danych z urządzeń pomiarowych. Ale to było dopiero początkiem całej serii komplikacji. Niemalże w tym samym czasie osłona na hełmie zaczęła zachodzić mgłą, co zupełnie ograniczyło widoczność. A balon cały czas piął się w górę.

Chwilę później, z powodu zmian ciśnienia, kask i skafander zaczęły się unosić. Z podobnym zachowaniem stroju skoczek spotkał się w komorze testowej i tylko dzięki szybkiej reakcji załogi nie pożegnał się życiem. Wprowadzone wówczas wzmocnienia zapobiegły rozszczelnieniu.

Kiedy okazało się, że nie grozi mu śmierć spowodowania niskim ciśnieniem, Kittinger zdołał dostrzec, że znajduje się na wysokości 19 km. Otworzył wówczas zawór odpowietrzający na szczycie balonu, który miał zapobiec dalszemu wnoszeniu. Na 5 minut przed oddaniem skoku mgła zeszła z pokrywy hełmu. Siedemdziesiąt sekund przed planowanym wyjściem z kapsuły skoczek wyrzucił za burtę antenę radiową. Niestety przy próbie wstania z miejsca okazało się, że aparatura przymocowana do kombinezonu utknęła w fotelu. W końcu ostatnim szarpnięciem uwolnił się i mógł podejść do krawędzi gondoli. Jednocześnie spostrzegł, że kapsuła znajduje się na wysokości 23 km - ponad 4 km wyżej, niż planowano.

Pośpiech i cała seria niepowodzeń zrobiły swoje. Stojąc w drzwiach gondoli siłował się z mechanizmem aktywującym czaszę spadochronu. Przypadkowo aktywował automatyczny system Beaupre, który otworzył się już po 2,5, a nie 18 sekundach spadku. Przez to niefortunne zdarzenie nie udało mu się osiągnąć odpowiedniej prędkości, a tym samym odpowiedniego ciśnienia dynamicznego. W efekcie linka od spadochronu owinęła mu się wokół szyi. Brak stabilizacji ze strony drugiego modułu systemu sprawił, że skoczek zaczął wirować, co doprowadziło do utraty przytomności. Dopiero kilka tysięcy metrów nad Ziemią zadziałał spadochron zapasowy, a śmiałek bezpiecznie wylądował.

Excelsior II

Pierwszy test okazał się kluczowy dla dalszych prób. Inżynierowie poprawili wszystkie elementy - zarówno kapsuły, jak i kombinezonu. Ostatecznie Kittinger i Stapp dostali zielone światło, więc przygotowania do drugiej fazy mogły ruszyć pełną parą. Ta miała miejsce 11 grudnia 1959 roku. Skok z wysokości 23 km odbył się bez przeszkód, co otworzyło drogę do ostatecznej próby.

Excelsior III

19 sierpnia 1960 roku kapsuła z Kittingerem na pokładzie zaczęła wznosić się na wysokość 31300 metrów. Ale jeszcze przed osiągnięciem tego pułapu system podtrzymywania ciśnienia w rękawicy skoczka zaczął szwankować. Ręka puchła, aż w końcu dwukrotnie zwiększyła swoją objętość. Ogromny ból nie powstrzymał śmiałka przed podjęciem przygotowań do przekroczenia drzwi kapsuły. Po 16 sekundach lotu otworzył się pierwszy ze spadochronów, a niedługo po nim kolejny - stabilizujący lot. Po chwili urządzenia pomiarowe zarejestrowały prędkość skoczka - dokładnie 988 km/h. Dalsza część lotu przebiegała bez większych zakłóceń. Główny spadochron otworzył się we właściwym momencie, a lądującemu Kittingerowi towarzyszyły dwa helikoptery.

Skok Kittingera:

Dalsza służba w USAF i przygoda z Red Bull Stratos

Kittinger służył później w Wietnamie, odbywając w sumie 483 misje. 11 maja 1972 roku jego myśliwiec został zestrzelony. Z opresji wyszedł bez szwanku, ale 11 kolejnych miesięcy spędził w więzieniu "Hilton Hanoi", gdzie był torturowany. Po oswobodzeniu wrócił do służby w USAF. Karierę zakończył w 1978 roku ze stopniem pułkownika i kilkudziesięcioma odznaczeniami.

W 2012 roku Joseph Kittinger dołączył do programu Red Bull Stratos jako osoba odpowiedzialna za kontakt z Baumgartnerem w trakcie jego lotu w kapsule. Ostatecznie 14 października świętował pobicie własnego rekordu - zarówno najwyższego skoku spadochronowego, jak i prędkości podczas swobodnego spadku.

Kittinger czy Baumgartner

Austriacki skoczek kilka dni temu stal się bohaterem, a o jego wyczynie usłyszał cały świat. Trudno jednak przyznać, żeby swoim dokonaniem przerósł mistrza.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy