Kosmos

USA wciąż uzależnione silnikowo od Rosji

Amerykańskie rakiety wynoszące w przestrzeń kosmiczną satelity szpiegowskie i wojskowe wciąż korzystają z rosyjskich silników, co jest sprzeczne z interesem bezpieczeństwa narodowego USA. Urzędnicy ostrzegają, że ta sytuacja nieprędko ulegnie zmianie – donosi serwis Military.com.

Satelity należące do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych (USAF) są wynoszone w kosmos w oparciu o umowę z United Launch Alliance (ULA), który tworzą dwa największe koncerny zbrojeniowe - Boeing oraz Lockheed Martin. ULA korzysta obecnie z rakiet nośnych Delta i Atlas, przy czym ta ostatnia jest napędzana rosyjskimi silnikami RD-180. Innymi słowy - bezpieczeństwo narodowe USA jest w pewnym sensie zależne od ich największego rywala. Nic dziwnego, że Amerykanie chcą to zmienić. Powodem są również nie najlepsze relacje pomiędzy oboma krajami, działania aneksyjne Rosji i jej złe stosunki z NATO.  

Reklama

Cała sytuacja została trafnie i bezpośrednio podsumowana przez Mike’a Rogersa, przewodniczącego Podkomisji ds. Sił Strategicznych w ramach Komisji Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów: "Chcę nowy silnik. Nie chcę nowej rakiety".

Mamy jednak do czynienia z klasyczną sytuacją, kiedy łatwiej coś powiedzieć, niż zrobić. Prace nad własnym silnikiem rakietowym idą jak krew z nosa i nic nie wskazuje na to, aby cokolwiek miało się zmienić. Urzędnicy przewidują, że jednostka nie będzie gotowa przed 2020 rokiem.

W prace nad silnikiem zaangażowane są również inne firmy sektora prywatnego, w tym Blue Origin i Aerojet Rocketdyne. Pierwsza zapewnia, że jej BE-4 będzie gotowy do lotu przed końcem 2019 roku. Druga potrzebuje jeszcze 16 miesięcy na zakończenie prac nad AR-1. Niestety, zapewnienia o znacznych postępach w rozwoju silników to jedno, ale ich wdrożenie jest zupełnie inną kwestią. Proces certyfikacji potrwa w ich przypadku rok lub dwa - ostrzega gen. John Hyten, szef Air Force Space Command. Oznacza to, że rakieta Atlas V dostanie nowy silnik nie wcześniej niż w 2021 roku.

Sytuację wykorzystują oczywiście Rosjanie, strasząc USA przerwą w dostawie jednostek napędowych. Nie ma to jednak przełożenia na realne działania, ponieważ dostawy trwają nieprzerwanie. Są one bardzo ważne chociażby z tego względu, aby korzystające z RD-180 Atlasy mogły zacząć wykonywać misje nie tylko wojskowe i w końcu zacząć zarabiać na nowe silniki.

- Każde z omówionych źródeł zakupu silników wymaga poważnej inwestycji ze strony ULA - mówi Tory Bruno, mózg całego przedsięwzięcia. - Jeśli Atlas nie będzie stale przynosił przychodów przed wejściem do użytku nowego, amerykańskiego silnika, zabraknie nam funduszy na jego budowę.

- Musimy być gotowi do rywalizowania o wykonywanie misji cywilnych i komercyjnych, aby stanowiły one uzupełnienie dla przedsięwzięć z sektora bezpieczeństwa. Bez tego inwestycja w nowy silnik stanie się po prostu nieopłacalna - wyjaśnia Bruno.

W tym momencie pojawia się konflikt interesów, ponieważ jedna strona chce dokończyć prace nad nowym silnikiem i wciąż inwestować w wieloletnie przedsięwzięcie, a druga domaga się jego porzucenia i podpisania stosownych umów z firmami sektora prywatnego, np. SpaceX. Zdaniem Michaela Griffina - byłego szefa NASA - nie ma to żadnego sensu.

- Niektórzy twierdzą, że najlepszym wyjściem jest odrzucanie wieloletnich rządowych inwestycji i doświadczeń związanych z Atlasem, a tym samym opracowanie zupełnie nowego rozwiązania. To nie rozwiązuje naszego problemu. Trudno sobie wyobrazić, aby całkowicie nowy pojazd można było stworzyć szybciej i taniej niż tylko nowy silnik. Mamy problem z silnikiem, a nie rakietą - powiedział Griffin.

Nawet jeśli wojsko chciałoby korzystać z usług sektora prywatnego, to ten zmaga się z poważnymi problemami. Chodzi oczywiście o dwie ostatnie katastrofy rakiet wspomnianego SpaceX, które miały dostarczy zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Może to skomplikować sytuację załogi ISS, a już na pewno komplikuje sytuację samego SpaceX, które ostrzyło sobie zęby właśnie na kontrakty wojskowe.

Ostatnia katastrofa (z 28 czerwca) miała miejsce dokładnie miesiąc po certyfikacji przez USAF rakiet SpaceX, jako narzędzia do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną satelitów szpiegowskich. Co ciekawe, ten certyfikat zakończył - na razie tylko w teorii - monopol ULA na wykonywanie misji dla wojska. Na pierwszą taką misję firma założona przez Elona Muska będzie zmuszona jeszcze poczekać, ponieważ dwie katastrofy z rzędu nie zachęcą USAF do powierzenia jej tak drogiego sprzętu. To oznacza oczywiście, że misje wojskowe wciąż będą wykonywane przez ULA z wykorzystaniem rakiet Atlas i rosyjskich silników RD-180. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: NASA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy