Kosmos

Eksplozja rakiety R-16 - największa kosmiczna katastrofa w historii

Był 24 października 1960 roku. Kwadrans przed godziną 19 niebo nad radzieckim kosmodromem Bajkonur rozświetliła ogromna kula ognia. Gigantyczna eksplozja doprowadziła do największej katastrofy w dziejach badań kosmosu i pochłonęła życie około stu osób. Wydarzenie to przez lata ukrywane było jednak w tajemnicy.

Zimnowojenny wyścig zbrojeń ze Stanami Zjednoczonymi i chęć zapewnienia sobie przewagi nad przeciwnikiem sprawiły, że około roku 1960 w ZSRR rozpoczęto prace nad nową, międzykontynentalną rakietą balistyczną. Nosiła ona oznaczenie R-16 i miała zastąpić bardzo niedoskonałą rakietę R-7, która wcześniej posłużyła m.in. do wyniesienia na orbitę pierwszego sztucznego satelity, Sputnika 1.

Oczywiście, jak na realia sowieckiej Rosji przystało, pierwszy start nowej rakiety musiał odbyć się przed rocznicą rewolucji październikowej. Na budowniczych rakiety naciskało w tej sprawie całe radzieckie kierownictwo, z samym Nikitą Chruszczowem na czele.

Reklama

Pośpiech, ideologiczna presja i niedostatki sowieckiej technologii sprawiły, że R-16 okazała się konstrukcją bardzo daleką od ideału. Jej największą wadą było paliwo, będące połączeniem dimetylohydrazyny i kwasu azotowego. Mieszanka ta miała silne właściwości palne i była wyjątkowo toksyczna. To właśnie ona miała się stać główną przyczyną nadchodzącego koszmaru.    

Dantejskie sceny tuż po eksplozji R-16 zarejestrowały kamery umieszczone na kosmodromie Bajkonur

Ogniste piekło

Pierwotny plan zakładał, że R-16 zostanie wystrzelona po raz pierwszy 23 października. Podczas prac przygotowawczych technicy przez pomyłkę uszkodzili jednak przewody paliwowe pierwszego stopnia rakiety i doprowadzili do wycieku mieszanki do komory spalania. Ponieważ paliwo było żrące, zachodziło niebezpieczeństwo, że uszkodzi rakietę. Aby tego uniknąć, postanowiono, że start musi się odbyć w ciągu maksymalnie doby.

Kolejny dzień wcale nie był jednak lepszy, bo szybko okazało się, że nie działa najważniejszy mechanizm kontrolujący całą procedurę startową. Usterkę naprawiono, ale przy okazji popełniono kolejny, tragiczny w skutkach błąd. Włączone zostały wewnętrzne akumulatory rakiety, które zgodnie z procedurami powinny zostać uruchomione dopiero podczas startu.

Kiedy rozpoczęto sekwencję wystrzelenia, akumulator zainicjował odpalenie silników drugiego stopnia. Wydobywające się z nich płomienie natychmiast przepaliły ściany zbiorników pierwszego stopnia i wywołały eksplozję znajdującego się w nich paliwa. Kosmodrom Bajkonur zmienił się w ogromną kulę ognia, widoczną ponoć z odległości 50 km!

Pochłonęła ona licznych oficjeli i partyjnych dygnitarzy, którzy zgromadzili się, aby podziwiać start nowej rakiety. Zamiast jednak oglądać spektakl z bezpiecznego bunkra, zasiedli oni na odkrytej platformie, położonej tuż obok stanowiska startowego. Osoby, które znajdowały się najbliżej – wyparowały. Ci, którzy byli trochę dalej, spłonęli żywcem lub zatruli się śmiertelnie toksycznym paliwem. W kolejnych tygodniach wielu poparzonych zmarło też w szpitalach.

Nieznana liczba ofiar

Oficjalny bilans katastrofy to 92 ofiary śmiertelne, choć niektóre źródła podają liczbę 126 albo nawet 200. Władze radzieckie zataiły katastrofę - była ona utrzymywana w tajemnicy aż do upadku ZSRR. Przez lata twierdzono, że wszystkie ofiary zginęły w wyniku katastrofy lotniczej.

Za sprawą niezwykłego zbiegu okoliczności wypadek przeżył główny konstruktor rakiety Michaił Jangel. Na kilka chwil przed wybuchem opuścił on stanowisko startowe i wyszedł… na papierosa. Tyle szczęścia nie miał za to uczestniczący w ceremonii dowódca wojsk rakietowych ZSRR, Mitrofan Niedielin - ekipy przeszukujące zniszczony kosmodrom odnalazły tylko jego nadpalony zegarek, którego wskazówki zatrzymały się na godzinie 18:45...  

Adam Nietresta

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kosmodrom bajkonur | Rakieta kosmiczna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy