W przestworzach

Samolot, który rozbił się w Japonii, powrócił na radary po 35 latach

Boeing 747-SR46 Japan Airlines - JL123 / fot. Kjell Nillson /Wikipedia

Nagle lot JL123 zaczął podchodzić do lądowania na płycie lotniska w Tokio. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż lot Japan Airlines 123 zakończył się tragicznie 35 lat wcześniej. Jak to możliwe, że na radarze pojawił się "samolot widmo"?

12 sierpnia 1985 roku, krajowy lot Japan Airlines 123 wystartował z lotniska Tokio Haneda i nic nie zapowiadało katastrofy, która miała wydarzyć się już dwanaście minut po oderwaniu się samolotu od ziemi. Boeing 747-SR46 zmierzający w kierunku Osaki uległ awarii i po trzydziestu minutach intensywnej walki pilotów uderzył w górskie rejony na wyspie Honsiu. Spośród ponad 500 pasażerów na pokładzie, przeżyło zaledwie czterech. Zginęło również 11 członków załogi.   

Po 35 latach od tego wydarzenia, JL123 powrócił na radary stron zajmujących się śledzeniem poszczególnych lotów - czytamy w serwisie Vice. Jak to w ogóle możliwe?

Reklama

Trzy tragiczne kwadranse

12 sierpnia 1985 roku o godzinie 18:04 tankowanie Boeinga 747-SR46 na lotnisku Tokio-Haneda zostało zakończone. Droga nie była skomplikowana: 54 minuty lotu w kierunku Osaki, oddalonej od Tokio o 450 kilometrów. Rutyna.

Po oficjalnym pozwoleniu na start, osiem minut później, JL123 zaczął wznosić się w powietrze, osiągając deklarowany przez pilotów pułap lotu - 7300 metrów. Zaledwie chwilę po skręcie w kierunku Osaki, znajdując się nad wyspą Oshima, w środku samolotu można było usłyszeć głośny huk. Żarzące się światła w kokpicie i przeszywający uszy dźwięk zasygnalizował dehermetyzację kabiny pasażerskiej i jej dekompresję. Niemalże od razu na pokładzie wysunęły się maski tlenowe. Pierwsza myśl kapitana Masami Takahamy, doświadczonego pilota z niemalże 12 tysiącami godzin nalotu oscylowała wokół drzwi podwozia Boeinga 747-SR46, które miały zostać wyrwane wskutek awarii.

Za pośrednictwem urządzeń komunikacyjnych, kontrolerzy lotu odebrali kod transpondera, którego nie chce wprowadzać żaden pilot. 7770 - sytuacja awaryjna.

Kontrolerzy ruchu zareagowali prawidłowo i od razu ustalili priorytet dla lądowania JL123 na lotnisku w Tokio.

Załoga JL123 podjęła próbę powrotu do macierzystego portu. Lecąc z prędkością 540 kilometrów na godzinę samolot kreślił na niebie sinusoidę. Ewidentny dowód na utratę stateczności.

36 minut od startu, załoga JL123 musiała borykać się nie tylko z dekompresją oraz utratą tlenu powodującą paraliż i odrętwienie. Mimo obowiązku, żaden z pilotów nie założył maski tlenowej. Kapitan Takahama starał się sterować samolotem na przemian zmniejszając oraz zwiększając ciąg silników Pratt & Whitney JTD9-7A. Utrzymując maszynę w powietrzu, załoga wysunęła podwozie w sposób grawitacyjny, tym samym zmniejszając aerodynamikę i próbując zmniejszyć prędkość.

Dwie minuty później, JL123 w okolicach góry Fudżi wykonał ostry zakręt w prawo i zanurkował w kierunku ziemi z prędkością 900 metrów na minutę. To dwa razy szybciej niż podczas standardowego podchodzenia do lądowania. Pomimo początkowego omijania masywów górskich, Boeing 747-SR46 uderzył w zbocze góry Osutaka.

W momencie lotu, Boeing 747-SR46 Japan Airlines posiadał 25 030 godzin lotu na swoim koncie.

Duch JL123 powrócił?

Po 35 latach od największej tragedii lotniczej w Japonii, JL123 powrócił na radary. Użytkownicy na stronie Flight Radar 24 zauważyli samolot o tym samym oznaczeniu zbliżający się do lotniska Tokio-Narita. Sytuacja nastąpiła zaledwie kilka dni przed japońskim sezonem Obon - kiedy uważa się, iż dusze ludzi powracają do świata fizycznego. W 2020 roku, Obon w Japonii odbywa się pomiędzy 13 a 16 sierpnia.

Szybko okazało się jednak, iż doszło do pomyłki. JL123 był jedynie błędną etykietą wprowadzoną podczas testu technicznego. Tak naprawdę samolot oznaczony tym numerem należał do lotu JL712 Japan Airlines, wracającego z Singapuru do Japonii.

Japan Airlines przeprosiło za zamieszanie twierdząc, iż linia nie miała złych zamiarów. Chociaż wyjaśnienie samego przypadku powrotu JL123 na radar nie miało w sobie nic z nadprzyrodzonych mocy, przez niektórych internautów jest ono postrzegane jako przypomnienie o ofiarach katastrofy.

Większość z ponad 500 pasażerów lotu JL123, 35 lat temu wracała do rodzinnych domów na obchody wspomnianego, tradycyjnego japońskiego święta.

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Flightradar24
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy