Dlaczego śmigłowce mają problem z lotem powyżej pewnej wysokości?

Dramatowi na Nanga Parbat towarzyszyły wysiłki związane z wysłaniem śmigłowca, który mógłby uratować himalaistów. Niestety, na tak dużej wysokości nie można pokonać fizyki – większość śmigłowców nie poradzi sobie powyżej pewnego pułapu. Dlaczego?

Wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza spada ciśnienie atmosferyczne i gęstość powietrza, ma to bezpośrednie przełożenie na moc silnika śmigłowca. Rozrzedzone powietrze sprawia, że helikopter (a raczej zasysający powietrze silnik) daje mniej mocy. Panujące na takich wysokościach warunki dodatkowo utrudniają pracę wirnika. Do tego dochodzi pogoda, na czele z wiatrem.  Dlatego specjalnie przygotowane do lotów w ekstremalnych sytuacjach śmigłowce nie wnoszą się powyżej określonej wysokości.

Przebić 6000 metrów

"Normalnie potrafi on prawie z pełnym obciążeniem usiąść w bazie pod K2, czyli na 5300 metrów" - tłumaczył sytuację pod Nanga Parba, w rozmowie z RMF 24, Leszek Cichy, himalaista, pierwszy zimowy zdobywa Mont Everest. "Przypuszczam, że na 6000 metrów byłby w stanie wylecieć, ale nie wiem, czy z tą liczbą osób. Być może na raty po dwie osoby musiałby przerzucać. A powyżej 6000 to on jest w stanie polecieć wyżej, tylko nie będzie raczej w stanie wylądować. Chyba, że tylko np. z jedną-dwiema osobami może przyziemić - czy przyśnieżyć w tym przypadku - na chwilę zatrzymać się i muszą ludzie wyskoczyć, żeby on mógł odlecieć od razu" - dodając.

Reklama

W 2005 roku słoweński himalaista Tomaž Humar został zabrany przez Pakistańczyków z wysokości około 6000 metrów, po solowej próbie zdobycia Nanga Parbat. Słoweniec utknął w drodze przez lawinę. "Śmigłowiec zbliżył się do niego, zrzucił linę, Tomaž ją złapał, obwiązał się nią, a potem podniósł kciuka do góry, aby potwierdzić, że wszystko było w porządku" - opisywali udaną akcję jego koledzy. Warto zauważyć, że pakistański śmigłowiec nie wylądował, zwyczajnie nie było do tego warunków. Himalaista w przypadku takiej akcji musi być na tyle sprawny, aby samemu obwiązać się liną. Albo muszą pomóc mu inni. 

Francuski rekord

Odpowiedni śmigłowiec może jednak przekroczyć pułap 6000 metrów. Francuski wielozadaniowy śmigłowiec Eurocopter AS350 Écureuil (Wiewiórka) jest rekordzistą na tym obszarze. W maju 2005 roku "Wiewiórka" wleciała na najwyższy szczyt świata, Mount Everest, po raz pierwszy w historii. Pilot wylądował na wysokości 8848 metrów, pozostając tam 3 minuty 50 sekund z włączonym silnikiem), dzień później pobito ten rekord o 10 sekund. Jak to możliwe? Ze śmigłowca usunięto cały zbędny sprzęt, zredukowano jego wagę, co przełożyło się na większy zasięg. Warto pamiętać, że na pokładzie była tylko jedna osoba - pilot. Przygotowania do opisywanego wyczynu trwały tygodniami.

W 2010 roku Eurocopter uratował siedem osób z wysokości 6500 metrów, a w kolejnej akcji - trzech himalaistów z wysokości 6900 metrów. Trzy lata później udało mu się dotrzeć na wysokość 7800 metrów, ratując Nepalczyka, który zasłabł po wejściu na Mount Everest. Do ewakuacji himalaisty wykorzystano linę, śmigłowiec nie lądował.

Eurocopter uczestniczył także w akcji ratunkowej w 1996 roku, przedstawionej w filmie "Everest", kiedy z wysokości około 6000 metrów ewakuowano himalaistów. Za sterami śmigłowca siedział starszy sierżant Madan Khatri Chhetri.

Rekord wysokości lotu śmigłowca bez lądowania również należy do Francuzów. W 1972 roku Jean Boulet wzniósł się na wysokość 12 442 metrów w specjalnie zmodyfikowanej maszynie SA315 Lama.

Sprzęt wykorzystany w akcji na Nanga Parbat


Podczas akcji ratunkowej na Nanga Parbat wykorzystano dwa francuskie śmigłowce AS550 Fennec, ich maksymalna wysokość lotu to około 5500 metrów. Tomasz Mackiewicz znajdował się na wysokości około 7200 metrów, a Elisabeth Revol na wysokości około 5970 metrów. AS550 Fennec teoretycznie mógłby wnieść się wyżej, ale musiałby zostać odciążony, łącznie z mniejszą liczbą pasażerów. Dodatkowo pilot musiałby znaleźć odpowiednie miejsce do lądowania. Jednak nawet z wszystkimi modyfikacjami francuski śmigłowiec zapewne nie dotarłby aż do Tomasza Mackiewicza, a potem powrócił z nim do bazy. 



 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nanga Parbat | K2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy