Zabiorą dyski i co dalej?

Jerzy Urban znów zatrząsł polską polityką - znalazł się bowiem w posiadaniu tajnych informacji dotyczących Ministerstwa Spraw Zagranicznych i zaczął je publikować, co spowodowało dymisję ministra Cimoszewicza. W tej chwili ABW prowadzi śledztwo. Jednakże zarówno samo śledztwo jak i zapowiedzi "odebrania dysków" świadczą nie najlepiej o profesjonalizmie naszych władz.

Po pierwsze, nie wiadomo czy redaktor naczelny "NIE" wszedł w posiadanie dysków, czy tylko ich zawartości, która mogła zostać skopiowana na przykład na kompakty czy urządzenia typu USBDrive.

Po drugie, nawet jeśli jakiś przekupiony urzędnik MSZ wyniósł fizycznie dyski i przekazał je Urbanowi, po takiej publicznej zapowiedzi na pewno zostanie wykonana kopia ich zawartości, a wtedy ABW może sobie zabrać dyski i nie będzie to miało wpływu na dalsze publikacje.

Po trzecie, źle o samym MSZ świadczy to, że ktoś, kto miał dostęp do tajnych danych, mógł je wynieść i odsprzedać - razem z zabezpieczeniem. A być może dane nie były wcale zabezpieczone. Wątpliwe jest bowiem, aby Urban - starający się zdobyte informacje dostarczać zawsze jak najszybciej - zatrudnił hackerów do łamania haseł. Zapewne daliby oni sobie z tym radę, ale potrwałoby to jakiś czas, a w tym czasie w MSZ zauważono by zniknięcie dysków.

Reklama

Jak z pogranicza science fiction brzmią natomiast prasowe wypowiedzi urzędników MSZ typu: "Naprawdę tajne dane(..) nie były pisane na komputerze, a jeśli już, to nie były zapisywane w pamięci, lecz od razu drukowane.". Być może gdyby na komputerach ministerstwa zainstalowany był inny system operacyjny niż Windows - byłoby to jakieś zabezpieczenie. Wiadomo jednak, że Windows zawsze robi kopię dokumentu, nawet nie zapisanego przez fizyczne "save" (choćby w katalogu "Dokumenty i ustawienia" czy w "Koszu") i nie trzeba być nawet hackerem, aby je stamtąd wyciągnąć, gdyż rzadko kto bawi się w natychmiastowe czyszczenie tych katalogów.

Część danych jest do odzyskania stamtąd nawet po wyłączeniu komputera. Ta cecha Windows ma ratować roztargnionych lub służyć na wypadek awarii, niemniej pracujący z tym systemem powinni o takiej możliwości wiedzieć i pamiętać.

Jedna z teorii dotyczących wycieku mówi, że dyski "padły" i zostały zezłomowane, a osoba przekupiona przez Urbana wyniosła je z magazynu lub "pragnący sobie dorobić urzędnicy MSZ sprzedali je na giełdzie, a potem dyski trafiły do Urbana". I znów urzędnicy ministerstwa ośmieszają się wierząc w to, że dyski zostały "wymazane".

Na obecnym etapie rozwoju technologii niemożliwe jest bowiem odzyskanie danych tylko z takiego dysku, którego talerz został fizycznie zniszczony (np rozbity czy bardzo mocno zarysowany. Po "formacie" dane odzyskać można, nawet jeśli ktoś namieszał w tablicy partycji (o co trudno posądzać urzędników z MSZ). Istnieje już w Polsce kilkanaście firm, które za opłatą odzyskują utracone w ten sposób dane.

Dlatego jedyną rozsądną wypowiedzią w całym tym nerwowym słowotoku jest zdanie anonimowego eksperta ABW: "Kancelarie tajne prowadzą na ogół wojskowi w wieku przedemerytalnym, dla których dysk to po prostu kawałek metalu i nie maja pojęcia, że ma on taką wartość jak dokument."

Dowiedz się więcej na temat: śledztwo | ABW | ministerstwa | Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy