Apple to ja! - kariera Steve'a Jobsa

Steve Jobs nie tylko stworzył firmę Apple, ale uratował ją, gdy po jego odejściu dryfowała w stronę upadłości. Parafrazując francuskiego króla, Jobs może śmiało powiedzieć: Apple to ja! Nic więc dziwnego, że pogłoski o jego problemach zdrowotnych powodują, że akcje firmy spadają.

Wizjoner i jeden z najbardziej wpływowych ludzi w branży elektronicznej. Najlepszy biznesmen roku 2007 wg magazynu "Fortune" i... kontrowersyjny menedżer wyrzucony z własnej fi rmy. To tylko wybrane fragmenty niezwykle barwnej biografi i Steve'a Jobsa, założyciela i obecnego prezesa koncernu Apple.

Przerwana nauka

W czasie wakacji w szkole średniej pracował w koncernie Hewlett-Packard, a gdy dostał się na studia, wytrzymał na nich tylko jeden semestr. Po porzuceniu studiów uczęszczał jeszcze na zajęcia z... kaligrafii. - Gdyby nie te lekcje, maki nie miałyby takich eleganckich czcionek - podsumowuje swoją oficjalną edukację Jobs.

Reklama

Artykuł pochodzi z magazynu NEXT - numer 03/2008

W 1974 roku rozpoczął pracę dla Atari, jednak nie w celu zdobycia doświadczenia w przyszłościowej branży, lecz po prostu, by zarobić na podróż do Indii, gdzie w trakcie wędrówek szukał oświecenia. Po powrocie do Stanów ponownie podjął pracę w Atari, gdzie otrzymał zlecenie uproszczenia konstrukcji płyty głównej. Ponieważ sam średnio orientował się w projektowaniu układów scalonych, zawiązał spółkę ze Stevem Wozniakiem, który wywiązał się z zadania nadspodziewanie dobrze. Atari zapłacił Jobsowi 5 tys. dolarów, z czego Wozniak otrzymał zaledwie 300.

Komputer na prima aprilis

Oficjalna historia koncernu Apple zaczyna się 1 kwietnia 1976 r., gdy Steve Jobs, Steve Wozniak i Ronald Wayne założyli tę firmę, by rozpocząć sprzedaż zaprojektowanego i składanego ręcznie komputera Apple I. Nazwa "komputer" w przypadku tego produktu była zresztą nieco na wyrost - tak naprawdę kupujący otrzymywał płytę główną z procesorem, pamięcią RAM i prostym układem wejścia- wyjścia. Obudowę należało sobie zrobić samemu, a także zatroszczyć się o zasilacz, monitor i klawiaturę. Ustalona początkowo cena za Apple I to kwota 666 dolarów i 66 centów.

Nieoficjalna historia biznesowego związku Jobsa i Wozniaka sięga czasów nieco wcześniejszych i choć również dotyczy innowacyjnego produktu elektronicznego, nie jest szeroko reklamowana. Produkowali oni tzw. blueboksa, czyli urządzenie emitujące dźwięk o częstotliwości 2600 Hz, który oszukiwał ówczesne centrale telefoniczne, umożliwiając darmowe rozmowy. Było to oczywiście nielegalne.

Zmienić świat

Jobs wykazywał błysk geniuszu, nie tylko dostrzegając właściwy sposób wykorzystania cyfrowych technologii, ale także znajdując odpowiednich ludzi, którzy mogą sprostać pojawiającym się wyzwaniom. Bez Wozniaka nie powstałby Apple, ale też firma nie przetrwałaby, gdyby Jobs nie znalazł właściwego menedżera, który poradziłby sobie z poprowadzeniem firmy. Tym właściwym człowiekiem do zarządzania rozwojem był Joe Scully, wówczas jeden z dyrektorów Pepsi-Coli. Jobs wyciągnął go z potężnego koncernu do małej firmy pytaniem: "Chcesz spędzić resztę życia, sprzedając dzieciakom słodzoną wodę, czy wolisz zmienić świat?".

Sposobem na tę zmianę świata był macintosh 128K - pierwszy komputer z interfejsem graficznym, który odniósł znaczący sukces na rynku. Działem, który go opracował, kierował Jobs. Zobaczył on interfejs graficzny w 1979 roku podczas wizyty w laboratoriach badawczych Xeroksa. Od tamtej pory był przekonany, że przyszłością maszyn obliczeniowych jest wirtualny pulpit, po którym użytkownik porusza się za pomocą myszki.

Artykuł pochodzi z magazynu NEXT - numer 03/2008

Wyrzucony na bruk

Macintosh 128K odniósł sukces komercyjny, ale było to zwycięstwo na gruzach klęski, którą poniósł wprowadzony wcześniej komputer Lisa - także wyposażony w graficzny interfejs użytkownika. Co charakterystyczne, zespół Jobsa tworzący macintosha rywalizował na granicy otwartego konfliktu z działem, w którym powstała Lisa. Sam Jobs był uznawany za osobę konfliktową, a jego sposób zarządzania postrzegany jako co najmniej kontrowersyjny. Słynny był jego wybuchowy temperament, a do tego nie wszystkie podjęte przez niego decyzje znajdowały uznanie. Sukces macintosha w 1984 roku miał dla Jobsa gorzki posmak, gdy w maju następnego roku stracił stanowisko szefa działu i odszedł z Apple.

Wygryziony z własnej firmy Jobs zajął się produkcją następnych oryginalnych i przełomowych komputerów. Założył firmę NeXT, w której opracowano ultranowoczesne, jak na owe czasy, maszyny pod tą samą nazwą. NeXT-y były zorientowane obiektowo, wydajne, multimedialne, niezwykle eleganckie i wyjątkowo drogie. W ciągu 8 lat istnienia, czyli do 1993 roku, firma sprzedała zaledwie 50 tysięcy komputerów - tyle, ile duży dystrybutor pecetów sprzedaje... rocznie w Polsce. Nic więc dziwnego, że po 1993 roku NeXT, przekształcony w firmę software'ową, już tylko wegetował.

Powrót

Ratunek przyszedł w 1997 roku ze strony koncernu... Apple, który kupił firmę NeXT. Upiekł w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu: oprogramowanie NeXTStep stało się podstawą dla systemu operacyjnego MacOS X, a Jobs wrócił do firmy, którą zakładał. Niewykluczone, że bardziej chodziło zresztą o pozyskanie samego Jobsa, a kupno całego NeXT-a było szansą, by założyciel wyszedł z twarzą z całego przedsięwzięcia. Tak czy owak, Apple kupił sobie... prezesa. Zaraz po przejęciu go "razem z dobrodziejstwem inwentarza" Jobs wrócił do sterów Apple'a, któremu przez kilka poprzednich lat nie szło, delikatnie mówiąc, najlepiej.

Artykuł pochodzi z magazynu NEXT - numer 03/2008

Firmie nie brakowało innowacyjnych pomysłów - problem w tym, że oparte na nich produkty produkty nie sprzedawały się dobrze. Jobs zabrał się za naprawę kondycji firmy równie charyzmatycznie, co bezwzględnie. Uśmiercił serię projektów: palmtopa Newton, przeglądarkę internetową Cyberdog i platformę dla dokumentów OpenDoc. W tym okresie wzbudzał przerażenie w pracownikach firmy, którzy bali się nawet jeździć z nim windą, żeby po dotarciu na właściwe piętro nie dowiedzieć się, że także oni zostali zwolnieni.

Odrodzenie

Renesans Apple'a zaczął się w 1998 roku wraz z premierą iMaca G3 - projektu znajdującego się pod szczególną opieką Jobsa. Stał się on wzorem dla następnych generacji produktów, powstających pod nowym kierownictwem - funkcjonalnych i nowoczesnych, ale przede wszystkim wyróżniających się oryginalnym i estetycznym wyglądem. Przywiązanie Jobsa do eleganckiego designu, sprawiające czasem wrażenie obsesji, stało się podstawą strategii rynkowej Apple'a.

Estetyka i styl były kluczem do sukcesu następnych hitów firmy - iPoda i serwisu sprzedaży muzyki online iTunes (oba debiutowały w 2001 roku). Żaden z tych produktów nie był pionierski, a iTunes nie było nawet produktem Apple, a tylko nieco zmodyfikowanym serwisem kupionym rok wcześniej.

Jednak design, prostota obsługi, a przede wszystkim sprawny marketing sprawiły, że Apple zdeklasował firmy obecne znacznie wcześniej na rynku odtwarzaczy muzycznych. W tej strategii bardzo wyraźnie widać rękę Jobsa, jego też decyzją było odejście od produktów czysto komputerowych na rzecz elektroniki rozrywkowej.

Tylko dzięki temu Apple jest dziś odporny na problemy, z którymi borykają się jego rywale: spowolnienie wymiany kolejnych generacji komputerów i wejście rynku IT w fazę stagnacji.

Biznesmen z nosem

Jobsa nie ominęły jednak problemy. W wyniku nieprawidłowości podatkowych groziło mu kilkuletnie więzienie, zaliczył też poważną wpadkę prestiżową, wyrzucając z konferencji ekologów i lekceważąc żądania zadbania o recykling produktów. Znany jest też z wrogiego stosunku do nieautoryzowanych biografi i zerwał współpracę z wydawnictwem, które ośmieliło się opublikować taką książkę.

Artykuł pochodzi z magazynu NEXT - numer 03/2008

Niezależnie od kontrowersji wokół jego osoby, nie można zarzucić Jobsowi braku nosa do interesów. Kilka miesięcy po opuszczeniu Apple, w 1986 roku, kupił dział animacji komputerowej wytwórni filmowej Lucasfilm, z którego utworzył samodzielne studio filmowe - Pixar Animation Studio. Do dziś dzieła Pixara zdobyły 21 Oscarów, a samego Jobsa uczyniły miliarderem, gdy w 2006 roku Walt Disney Company kupił Pixara za ponad siedem miliardów dolarów. Jobs bez wątpienia przeżyłby bez Apple, ale czy firma przeżyłaby bez niego?

Apple bez Jobsa?

Pytanie, czy Apple może przeżyć bez swojego charyzmatycznego prezesa, nie jest wyłącznie akademickie. Od pewnego czasu wiadomo o poważnych problemach zdrowotnych założyciela firmy. Po każdym komunikacie lekarskim akcje Apple spadają - to giełda daje wyraz przekonaniu, że bez Jobsa firma nie ma przyszłości. Może to być prawdą, bo koncern elektroniczny musi być innowacyjny i wyprzedzać trendy, by móc się rozwijać, a nie jedynie wegetować.

Do tej pory to wyprzedzanie o krok nie tylko konkurencji, ale także oczekiwań klientów gwarantował Steve Jobs. Choleryk, egocentryk, bezwzględny szef, ale także wizjoner. Bez niego Apple raczej nie będzie tą samą firmą, dyktującą trendy w świecie elektronicznej rozrywki. W połowie stycznia br. Steve Jobs poinformował, że z powodów zdrowotnych na pół roku opuszcza firmę.

Next
Dowiedz się więcej na temat: Atari | firma | Artykuł | komputer | kariera | Steve Jobs | firmy | Apple
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy