"Za darmo" znaczy 25,000 USD

14-letni Ryan Johnson znalazł w sieci ofertę firmy dajacej darmowy dostęp do internetu - nie namyślając się zatem długo - zarejestrował się jako użytkownik. Zapewne był lekko zdziwiony, gdy miesiąc później otrzymał rachunek telefoniczny opiewający na ponad 25,000 USD.


14-letni Ryan Johnson znalazł w sieci ofertę firmy dajacej darmowy dostęp do internetu - nie namyślając się zatem długo - zarejestrował się jako użytkownik. Zapewne był lekko zdziwiony, gdy miesiąc później otrzymał rachunek telefoniczny opiewający na ponad 25,000 USD.

Okazało się, że "darmowym dostawcą" była pewna angielska firma, która wprawdzie rzeczywiście oferowała sieć za darmo, jednakże nie przewidziała tego, że zarejestruje się ktoś "zza wielkiej wody". Obciążona przez MCI WorldCom kosztem połaczeń "zaoceaniczncyh" przerzuciła koszty na klienta. Rodzice Ryana (pracuje tylko jego ojciec) odmówili opłacenia rachunku. Wszystko wskazuje bowiem na to, że koszty poniesie niefortunny dostawca, który nie podał na swojej stronie zastrzeżeń dotyczących takiej jak opisana sytuacji (tzn., że dostęp jest w pełni darmowy, ale tylko dla mieszkańców Wielkiej Brytanii). Być może odpowiedzialność poniesie pracownik, który nie uprzedził Johnsona o tym, że za częste korzystanie z kabla podmorskiego słono zapłaci - powiedziała rzeczniczka prasowa MCI - Lauren Kallen.

Reklama
Ananova
Dowiedz się więcej na temat: dolar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy