Kontrola rodzicielska według "Czarnego lustra"

Jeden z najnowszych odcinków serialu "Czarne lustro" przedstawia futurystyczną wizję sprawowania kontroli rodzicielskiej nad dzieckiem wykraczającą poza sferę internetu. Fabuła produkcji Netflixa pokazuje taką kontrolę jako zbyt daleko ingerującą w życie dziecka. W konsekwencji może prowadzić do podania w wątpliwość zasadności stosowania nadzoru rodziców nad dziećmi. Filmową fikcję odnosi do rzeczywistości ekspert z firmy antywirusowej ESET.

Uwaga! Możliwe drobne spoilery dotyczące fabuły odcinka "Arkangel"!

"Arkangel" to drugi odcinek czwartego sezonu serialu "Czarne lustro" produkcji Netflixa. Każdy z odcinków pokazuje konsekwencje nadużycia nowych technologii i ich wpływ na społeczeństwo. Scenarzyści "Arkangel" przedstawiają futurystyczną wizję wykorzystania kontroli rodzicielskiej, która wychodzi poza akceptowalny obszar nadzoru aktywności dziecka w sieci. Historia pokazuje losy samotnej matki, której córce wszczepiono specjalny chip umożliwiający śledzenie i monitorowanie jej codziennej aktywności. Rodzic, za pomocą dedykowanego tabletu łączącego się z chipem umieszczonym w głowie córki, mógł sprawować kontrolę nad swoim dzieckiem. Dzięki tej technologii matka na swoim urządzeniu nie tylko widziała to samo co jej córka, ale również za pomocą sygnału GPS mogła ją zlokalizować, a także narzucić specjalny filtr uniemożliwiający dziecku odbiór negatywnych obrazów począwszy od smutnej twarzy kolegi, szczekania psa, aż po treści pornograficzne.

Rzeczywistość przedstawiona w serialu "Czarne lustro" agresywnie wykracza poza aktualny obraz sprawowania kontroli rodzicielskiej, która współcześnie nie polega na radykalnej ingerencji w życie, czy nawet w ciało dziecka. Współcześnie, jak wynika z raportu "Czy wiesz, co twoje dziecko robi w sieci" większość rodziców, którzy kontrolują poczynania swoich dzieci w Internecie, robi to poprzez rozmowę. Spora grupa sprawdza również historię przeglądania w komputerze czy urządzeniu mobilnym. Niecałe 20 proc. rodziców w Polsce korzysta z narzędzia kontrolującego aktywność dziecka. Co ciekawe, w Stanach Zjednoczonych ta wartość jest dwukrotnie większa.

- Rodzice z całego świata coraz chętniej wykorzystują aplikacje umożliwiające kontrolę nad swoimi dziećmi. Dzięki nim są w stanie sprawdzić lokalizację dziecka. Ponadto, mieć wpływ na to, jakie treści dziecko przegląda, jakich aplikacji używa oraz określić czas przeznaczony na rozrywkę i zabawę - powiedział Kamil Sadkowski, analityk zagrożeń ESET.

Przewrotna fabuła odcinka składnia do refleksji, przerysowując nadzór nad dzieckiem do poziomu, przy którym może mieć on negatywny wpływ na jego rozwój. Zdaniem Kamila Sadkowskiego z ESET, współcześnie technologie i narzędzia kontroli rodzicielskiej mogą pomagać rodzicom i dzieciom, o ile ten przywilej nie jest przez opiekunów nadużywany. Dla przykładu przedszkolaki w chronionym przez rodziców internecie mogą uzyskać pomoc w nauce alfabetu, uczniowie mogą grać w aplikacje edukacyjne i gry, a nastolatki mogą prowadzić badania w sieci. Z kolei całkowite pozbawienie dziecka dostępu do urządzenia mobilnego lub internetu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Sprawdzi się w wypadku najmłodszych, ale u starszych dzieci może doprowadzić do wykluczenia cyfrowego lub do szukania przez nie sposobu obejścia nałożonego ograniczenia.

- Poziom kontroli rodzicielskiej zależy od rodzica. To on przede wszystkim decyduje o tym, w jakim kierunku rozwija się dziecko oraz dostosowuje restrykcyjność nadzoru do wieku i predyspozycji dziecka - podsumował Kamil Sadkowski.

Reklama
INTERIA.PL/informacje prasowe
Dowiedz się więcej na temat: kontrola rodzicielska | ESET | Black Mirror
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy