Koniec darmowej pornografii w sieci?

Miarka się przebrała. Przedstawiciele branży porno stwierdzili, że czas zabrać się za piratów. Na celowniku znalazły się osoby udostępniające filmy w sieciach P2P. Branża chce też zaatakować takie serwisy, jak YouPorn czy RedTube.

Nie pomogły zabezpieczenia DRM, niższe ceny, przyjazne formaty ani płatne treści. Jak donosi agencja AFP, firma Larry Flynt Publications już teraz podała do sądu 635 osób nielegalnie udostępniających filmy porno. Na podobny ruch zdecydował się producent gejowskiej pornografii - Lucas Entertainment, który ściga 53 amatorów produkcji "Kings of New York".

Allison Vivas, prezes wydawnictwa Pink Visual, zapewnia, że dla piratów nie będzie litości: "Wiemy, że pozwy będą bardzo wstydliwe. Upublicznienie informacji o prywatnych fantazjach seksualnych i fetyszach nie jest warte ryzyka, jakie ponoszą użytkownicy P2P.

Reklama

Nie chodzi tu o nagie japonki czy kobiety przebrane za zakonnice. Studio ma zamiar ścigać amatorów... pań z penisami.

Giganci porno nie zdają sobie chyba sprawy z jednego faktu - w czasach, gdy większość telefonów komórkowych jest wyposażona w przyzwoite kamery, każdy może nagrać własny materiał porno. A tego nie mogą zakazać nawet najlepsi prawnicy.

Paweł Żmuda

vbeta
Dowiedz się więcej na temat: filmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy